Jakże często zdarza nam się słyszeć, w taki czy
inny sposób wyrażone, stwierdzenie, że katolicy tradycyjni są „dziwaczni”, że
dziwaczny jest nasz styl ubierania się, rzeczy, do których pałamy gorliwością,
nasze przywiązanie do liturgii, trzymanie się dawnych sposobów postępowania,
skłonność do unikania popularnych rozrywek itp. Jakże często słyszymy w dobrej
wierze serwowaną nam radę, byśmy w swoich gustach, opiniach i praktykach
strzegli się, aby zanadto nie odróżniać się od otoczenia.
To prawda, że nie należy celowo kultywować dziwactw,
odmienności czy pretensjonalnych póz, gdyż są one wyrazem próżności. Ponadto
ludzie pragnący wywierać dobry wpływ na bliźnich, z którymi się stykają,
powinni cechować się pewną naturalnością. A jednak zbyt często rada wspomniana
powyżej zdaje się zawierać także przekaz podprogowy: „Wmieszajcie się w ten
zsekularyzowany świat, przestańcie mu się sprzeciwiać z takim uporem. To, co
ludzie robią i myślą, jest przecież przeważnie w porządku, trzeba iść z duchem
czasu, wszak Duch wieje, kędy chce. Nie stawiajcie oporu kulturze tolerancji,
nieformalnego stylu, wygody czy stymulacji medialnej. Tak naprawdę musicie
przejąć wszystko, co nowoczesne, i przemienić to w środki Nowej Ewangelizacji!”
Jest to przekaz fałszywy, wręcz niebezpiecznie
fałszywy. Wszystkie ruchy reformatorskie w historii Kościoła odrzucały pewne
aspekty kultury czy też życia społecznego swoich czasów – konkretnie te
aspekty, które stanowiły kompromis ze światem, z zeświecczeniem. Jak to
powiedział Jan Paweł II à propos dzisiejszego, zsekularyzowanego świata: „Jest
rzeczą naglącą, aby chrześcijanie odnaleźli nowość wiary i jej moc osądzania
dominującej, natrętnie zawłaszczającej wszystko kultury”.[1] Ci więc, którzy dzielnie stają wobec
współczesnej, antykatolickiej kultury, właśnie, jak to ujął papież, dominującej
i zawłaszczającej wszystko, którzy stawiają jej opór i walczą, by przełamać jej
panowanie, czynią dokładnie to, co czynić powinni, jako rycerze i świadkowie
Chrystusa na mocy sakramentu Bierzmowania.
Edukacja domowa postrzegana jest przez zwykłych
Amerykanów jako „dziwactwo”, a jednak miliony chrześcijan w USA, w tym wielu
tradycyjnie myślących katolików, podejmują ten trud jako zgodny z prawami i
obowiązkami rodzicielskimi, zwłaszcza kiedy alternatywy instytucjonalne są tak
skandalicznie nędzne. Edukacja humanistyczna, oparta na klasycznych dziełach
europejskiego dziedzictwa kulturowego (Great Books liberal arts education)
postrzegana jest jako zupełnie przestarzała, staromodna, nieodpowiadająca
wymogom współczesności, wręcz marginalna, a przecież katolicy, którzy na
różnych etapach nauczania przyjęli ten model, dowodzą, że jest on wieczyście
skuteczny i niezwykle owocny. Przekonanie, iż takie rzeczy jak rozwód,
antykoncepcja, aborcja czy aktywność homoseksualna, są czymś złym, to w oczach
coraz bardziej przeważającej większości naszych współobywateli zupełne
dziwactwo, a przecież wierni katolicy zawsze będą to zło odrzucali, wiedząc,
jak groźną jest trucizną, cokolwiek by się nie działo. Bycie katolikiem na
poważnie – wiara we Wcielenie Syna Bożego, w siedem sakramentów, w Rzeczywistą
Obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie Ołtarza – czyni z nas A.D. 2016
odmieńców nad odmieńcami.
* * *
Może więc problem polega na tym, że zanadto
obawiamy się, by nie wyglądać dziwacznie w oczach tych, którzy nie mają ani
zdolności, ani prawa do osądzania nas. Czas, byśmy przestali martwić się „co
ludzie sobie pomyślą” i zostali „szaleńcami Bożymi” chrześcijańskiej tradycji. W
Atenach ludzie wyrafinowani, idący z duchem czasu, wyśmiali św. Pawła, on
jednak nie zmienił swej nauki ani sposobu życia. Św. Jan Chryzostom udzielił
współwyznawcom takiej rady: „Tamci [poganie] czynią ze swego domu teatr, wy
musicie ze swego domu czynić kościół. Gdzie bowiem jest psalm, modlitwa, taniec
proroków i pobożna postawa wśród śpiewaków, tam nie pomylimy się, nazywając
takie zgromadzenie kościołem”.
Krytycy często zarzucają tradycjonalistom, że ci
wycofują się ze społeczeństwa i tworzą sobie własne społeczności. Choć wiemy,
że można to czynić w sposób niezdrowy, niemniej oczywiste jest, że istnieje też
sposób takiej samoorganizacji zdrowy i zaiste konieczny w czasach rozkładu społeczeństw
i moralnego znikczemnienia. Nie kto inny tylko sam Józef Ratzinger wielokrotnie
chwalił takie „świadomie tworzone społeczności”:
„Również w dzisiejszych czasach zdarzają się
chrześcijańscy kontestatorzy, którzy porzucają ten dziwny konsens nowoczesnej
egzystencji i próbują nowych form życia – którzy wprawdzie nie znajdują
szczególnego uznania w oczach opinii publicznej, ale robią coś, co rzeczywiście
otwiera przyszłość”.3
„W naszych czasach wiara w znacznej mierze zanikła
jako siła kształtująca życie publiczne. Jak ma nabrać mocy twórczej? Czyż nie
została wszędzie zepchnięta do statusu subkultury? ... Ale nawet w świecie
zachodnim słowo „subkultura” nie powinno nas przerażać. W kryzysie kulturowym,
jakiego doświadczamy, nowe oczyszczenie i ujednolicenie kultury może wyłonić
się jedynie z wysepek duchowej koncentracji. Gdziekolwiek wiara przebudzona
zostaje w żywych społecznościach, tam widzimy też, jak kultura chrześcijańska
rozwija się na nowo, jak doświadczenie wspólnotowe przynosi inspiracje i
otwiera nowe drogi, których nie dostrzegaliśmy wcześniej”.4
„Jeszcze inną drogą będzie kontakt ze wspólnotami
mniszymi. Jeśli zatem społeczeństwo jako całość nie jest już środowiskiem
chrześcijańskim – jak zresztą nie było nim również w czterech czy pięciu
pierwszych wiekach chrześcijaństwa – to Kościół musi sam tworzyć komórki, w
których wierni wzajemnie się wspierają i podążają razem, w których zatem w
pomniejszonej skali praktycznie doświadczają wielkiej przestrzeni kościelnego
życia”.5
„Możliwe, że mamy przed sobą nową, zupełnie inną
epokę dziejów Kościoła, w której chrześcijaństwo znów będzie stać pod znakiem
ziarnka gorczycy i skupiać się w niewielkich grupach, pozornie nie mających
większego znaczenia, które jednak z całą mocą wystąpią przeciwko złu i wniosą
dobro w świat – które wprowadzą weń Boga”.6
Wszystko to, oczywiście, ma swoje implikacje
liturgiczne. Przypominam sobie inne stwierdzenie Jana Pawła II: „W kulturze,
która nie sprzyja medytacyjnej ciszy, bardzo trudno jest nauczyć się
wewnętrznego słuchania. Widzimy tu, że
liturgia, choć musi być zawsze należycie inkulturowana, musi także sprzeciwiać
się dominującej kulturze”.2
Stulecia największej aktywności misyjnej w
historii Kościoła nie przypadkiem były też okresem głębokiego zakorzenienia w
tradycjach kościelnych (wspomnijmy tylko tę ogromną, XVI- i XVII-wieczną rzeszę
misjonarzy do Nowego Świata, którzy wszędzie, gdziekolwiek się udali, przynosili
ze sobą tradycyjną Mszę łacińską i Divinum Officium, i zaszczepiali je
niewzruszenie w duszach wszystkich, których nawracali). W przeciwieństwie do
tamtego czasu, ostatnie półwiecze naznaczone było drastycznym kryzysem życia
zakonnego, dewastacją kapłaństwa i niebywałym wcześniej upadkiem pracy misyjnej.
Zaczynamy się z tego podnosić, ale tylko dzięki otrzeźwieniu z
pseudoteologicznych upojeń lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku –
i to z jak wielkim kacem!
W ostatecznym rachunku, atakowanie Tradycji
Kościoła czy też tych, którzy ją kochają i pieczołowicie kultywują, jest formą
protestantyzmu lub gorzej jeszcze – modernizmu, w takim rozumieniu, jak go
zdefiniował św. Pius X. Wiarę katolicką określa jej Tradycja; usuwając Tradycję
– usuwa się samą Wiarę. Ponadto tradycje kościelne – nawet jeśli nie stanowią
części apostolskiego depositum fidei – zasługują
na to, by je pokornie, z wdzięcznością przejmować i zachowywać z szacunkiem.7 Oby Pan raczył udzielić nam łaski stania
się kontrkulturowymi szaleńcami dla Chrystusa!
Zdjęcie: Joseph Shaw
Przypisy:
[1] Encyklika Veritatis splendor,
88.
2 Jan Paweł II, Przemówienie
do przybyłych ad limina biskupów Waszyngtonu, Oregonu, Montany, Idaho
i Alaski, 9 X 1998.
3 Józef kardynał
Ratzinger, Sól ziemi, Kraków 1998, s.
111.
4 Józef Ratzinger,
„The Image of the World and of Human Beings in the Liturgy and Its Expression
in Church Music” (Obraz świata i ludzi w liturgii oraz jego odzwierciedlenie w
muzyce kościelnej), w: A New Song for the
Lord (Pieśń nowa dla Pana), przekł. Martha M.
Matesich, New York: Crossroad, 1997, s. 126.
5 Sól ziemi, s. 227.
6 Sól ziemi, s. 13.
7 O tym i pokrewnych zagadnieniach pisał ks. Chad Ripperger, w świetnych książkach The Binding Force of Tradition and Topics on Tradition.