Mija dziewięć lat, odkąd Ojciec Święty Benedykt
XVI ogłosił pamiętne Motu Proprio, które już znalazło się w najnowszej edycji
Denzingera i które niewątpliwie zyska miano jednego z najważniejszych wystąpień
papieskich czasów współczesnych.
Motu Proprio, gdziekolwiek zostało posłusznie przyjęte
i wprowadzone w życie przez wiernych synów Kościoła, przynosi wspaniałe, niemal
cudowne owoce. Nauka i odprawianie usus
antiquior odnawia kapłaństwo niezliczonych księży, pogłębia je, wzbogaca,
czyni skoncentrowanym i włączonym w podstawy duchowości Kościoła rzymsko-katolickiego.
Ten akt prawny w samą porę przyniósł lekarstwo na demoralizację duchowieństwa, desakralizację
liturgii i wykorzenienie wiernych świeckich. Tyle o jego ambitnym charakterze.
Ten sam okres ukazał w pełnym świetle
dwuznaczności i napięcia w obrębie Motu Proprio, którym zaradzić muszą przyszłe
pokolenia. Na przykład, jak mogą istnieć dwie formy tego samego rytu, skoro, ze
względów historycznych i logicznych, powinna być tylko jedna?
Skoro przejście na ryt zreformowany nie
spowodowało pęknięcia w obrębie tradycji rzymskiej, to jak można było ustanowić
później dwie wersje tego samego rytu, o równym statusie prawnokanonicznym. Mówi
się o nich, że to dwie formy tego samego rytu, a przecież różnica pomiędzy Mszą
dominikańską, karmelitańską (by przywołać tylko kilka przykładów) a dawną
rzymską jest o wiele mniejsza niż pomiędzy dawną a nową Mszą rzymską. Motu
Proprio nie starało się zażegnać tych trudności, lecz przyjęło podejście
pragmatyczne, przechodząc do porządku nad tym rozdarciem. Tyle o skromności
jego zamierzeń.
Musimy wciąż na nowo powracać do tego, co pewne. Summorum Pontificum od wszystkich
katolików wymaga następujących kroków:
1. Uznania, że usus
recentior, czy też Forma Zwyczajna, jest ważna i dozwolona.
2. Uznania, że usus
antiquior, czy też Forma Nadzwyczajna, jest ważna i dozwolona.
3. Przyjęcia, że katolicy powinni mieć swobodę
oddawania czci Panu poprzez uczestnictwo we Mszy albo w Formie Zwyczajnej, albo
w Formie Nadzwyczajnej. Ani Forma Zwyczajna, ani Nadzwyczajna nie musi być
obecna w każdej parafii czy kaplicy, i zapewnienie Mszy św. w Formie Nadzwyczajnej
wszędzie tam, gdzie domagają się jej wierni, może nie być możliwe natychmiast,
ale taka jej dostępność powinna być celem, nad osiągnięciem którego
duszpasterze gorliwie pracują, tak by potrzeby wiernych na danym obszarze były
należycie spełniane.
To jest minimum wymagań Summorum Pontificum w wymiarze praktycznym. Jeżeli w jakimś
sensownie wyodrębnionym rejonie geograficznym jest wiele Mszy w Formie
Zwyczajnej, a tych w Formie Nadzwyczajnej nie ma wcale, to znaczy, że jeden lub
więcej duchownych nie wypełnia zadania realizacji potrzeb duchowych i praw
wiernych powierzonych ich pieczy. Nie jest konieczne, by chcieli je realizować, ale czynić to muszą, jeżeli mają być dobrymi
szafarzami tajemnic Bożych, lojalnymi synami Kościoła i prawdziwymi pasterzami
trzody. Zdając sprawę ze swego życia przed Wiecznym Sędzią, również o tę
kwestię zostaną zapytani.
Ojciec Święty Benedykt XVI określa Novus Ordo
Missae jako „zwyczajny wyraz lex orandi”
(Art. 1) i mówi, że „nowy Mszał z pewnością pozostanie zwyczajną formą Rytu
Rzymskiego, nie tylko ze względu na normy prawne, lecz także z powodu obecnej
sytuacji społeczności wiernych”. Co ciekawe, niektórzy uznają te sformułowania
papieskie za nakazy, podczas gdy
oczywiste jest, że mają one charakter opisowy.
Benedykt XVI opisuje tu istniejący stan rzeczy, a nie podaje przepisu, jak
sprawy powinny wyglądać.[1]
Jak powinny one wyglądać, to zależy
od Ducha Świętego i od wiernych katolików: to nie ślad pióra papieskiego
zdecyduje o tym, czy katolicy uczynią usus
antiquior swoją normą liturgiczną, czy też nie.
Motu Proprio bez wątpienia ułatwia coraz
liczniejszym katolikom uczynienie usus
antiquior liturgią normatywną dla siebie, niczego jednak nie przesądza. Odnotowuje,
że wierni będą, w większości przypadków, uczestniczyć we Mszy w Novus Ordo,
lecz podkreśla też, że starszy ryt nigdy nie został zniesiony i że powinien być
dostępny dla wszystkich, którzy się o to starają. To stworzyło niezbędne
podstawy dla potencjalnie nieograniczonej ekspansji usus antiquior, do tego stopnia, że może ona stać się ponownie normą,
tak jak była nią od czterystu lat (a właściwie już tysiąc lat wcześniej).
Z własnej logiki wewnętrznej tegoż Motu Proprio
wynika, iż nie mogło ono stwierdzać, że Novus Ordo musi pozostać normą, lecz że
jest nią obecnie, ale żadne przesłanki nie wskazują, by musiał nią pozostać dla
którejkolwiek parafii, diecezji, wspólnoty zakonnej czy nawet dla Kościoła
powszechnego. Dlatego właśnie widzimy, jak tworzy się coraz więcej parafii
przeznaczonych do sprawowania liturgii w Formie Nadzwyczajnej, jak coraz więcej
wspólnot zakonnych przyjmuje ją i rozkwita pod jej dobroczynnym wpływem.
Podczas gdy udział w praktykach religijnych na Zachodzie gwałtownie spada,
widzimy, jak powstają oazy żarliwej wiary, obfitujące w życie rodzinne,
gdziekolwiek liturgia tradycyjna została na dobre wprowadzona.
Benedykt XVI musiał przezornie zapewnić wiernych,
że nikt nie będzie zmuszony do przejścia z Formy Zwyczajnej na Formę
Nadzwyczajną, ale równie jasno zaznaczył, że jeśli duchowni czy też wierni
świeccy chcą przyjąć usus antiquior,
jak najbardziej wolno im to uczynić i nikt nie ma im przeszkadzać. Muszą uznać,
że Mszał Pawła VI jest ważny, natomiast nie
muszą uznawać go za normatywny dla swego własnego udziału w kulcie
publicznym (inaczej nie byłoby dozwolone istnienie parafii i wspólnot zakonnych
odprawiających wyłącznie Mszę w Formie Nadzwyczajnej). Nie muszą uczestniczyć w nowej Mszy ileś tam razy w roku. Nie muszą uważać jej za lepszą czy też
najlepszą formę Rytu Rzymskiego. Mają całkowitą swobodę preferowania starszej
formy Mszy, Divinum Officium, udzielania sakramentów i błogosławieństw. Mogą
korzystać wyłącznie ze starszej formy (pod warunkiem, że spełniają obowiązek
uczestnictwa we Mszy św. jako katolicy); mogą uważać ją za najlepszą formę
liturgii; mogą uważać, że pasterze Kościoła, nawet ci stojący najwyżej w
hierarchii, popełnili ogromny błąd, pozbywając się jej. Taką właśnie radykalną
wolność dla Tradycji papież Benedykt wstrzyknął w życie Kościoła.
Nie ma w prawie kościelnym, czy to w Kodeksie
Prawa Kanonicznego, czy w Summorum
Pontificum, niczego, co wychodziłoby poza wyliczone powyżej trzy punkty,
wymagane od wszystkich katolików. Jeżeli więc ktokolwiek zaczyna wymagać od
katolika więcej albo przyznawać mu mniej, to działa w swoim własnym
imieniu, a nie w imieniu Kościoła, mówi własne słowa, a nie Boże (por. J 8,44).
Ludzie tacy zachowują się niczym strażnicy, którzy sami sobie powierzyli
zadanie strzeżenia głównego nurtu Kościoła od „zagrożeń”, „błędów” i „niewłaściwych
postaw” katolików miłujących Tradycję. Trudno dostrzec, jak takie groźne
zachowania dałyby się pogodzić z miłością braterską, szacunkiem dla tradycji
Kościoła, przestrzeganiem prawa kanonicznego czy poszanowaniem podstawowych
praw wiernych.
Jakiekolwiek nie byłyby jego dwuznaczności lub
ograniczenia, Summorum Pontificum pozostaje
największym wyzwaniem dla modernistycznej i progresistycznej tendencji do
traktowania tradycyjnie zorientowanych katolików tak jakby byli śmieciami,
które trzeba pozbierać i wywieźć na wysypisko, razem z ich mszałami, ornatami,
kapami, biretami, manipularzami, aspergillami i całym tym rzymsko-katolickim
zawracaniem głowy. Katolicy tradycyjni nie zasługują na ostracyzm, potępienie
ani podwójne standardy, którym tak często są poddawani. Katolicy liberalni i
konserwatywni, którzy nie uznają i nie czynią pokuty za ten problem duchowy w
swym życiu, zaciągają grzechy, za które będą musieli odpowiedzieć, nawet jeśli
tradycyjni katolicy być może grzeszą, reagując na prowokacje i prześladowania
zbyt dużym gniewem, przesadnym smutkiem lub rozpaczą.
Ojciec Święty Benedykt XVI pragnął wprowadzać
pokój i zachęcać do takich właśnie wielkodusznych zachowań, które z czasem
uleczyłyby pęknięcia, tak jak utorowały drogę do przywrócenia Tradycji
liturgicznej. Skandalem pozostaje, że tak wielu rzekomych „dobrych katolików”
(w tym duchownych) wciąż ignoruje wymagania prawne Summorum Pontificum i rzeczywiste potrzeby duchowe wielu wiernych
dzieci Kościoła we wszystkich krajach. Ci z nas, którzy doświadczają złego
traktowania, muszą podwoić modlitwy, akty pokuty i przebaczenia, wciąż dążąc do
realizacji wspaniałej obietnicy Motu Proprio wpośród nas.
Peter Kwasniewski
Tłumaczenie: Ewa Monika Małecka
Zdjęcie: Jospeh Shaw
Źródło: New Liturgical Movement
[1] Zob. mój artykuł: „On the Use and Abuse of the Terms ‘Ordinary’ and
‘Extraordinary’ w Summorum Pontificum”
(O używaniu i nadużywaniu terminów “zwyczajny” i “nadzwyczajny” zawartych w Summorum Pontificum).
Nieco więcej
refleksji ze strony New Liturgical Movement na temat Motu Proprio w artykułach:
„Seven Years of Summorum Pontificum” (Siedem lat Summorum Pontificum);
“Taking Summorum Pontificum Out of the Trenches” (Wyciąganie Summorum Pontificum z okopów);
“Formed in the Spirit and Power of the
Traditional Mass” (Uformowani w duchu i mocy Mszy tradycyjnej).
Od redakcji UnaCum.pl: