Biorąc pod
uwagę, że dla jednej osoby lub całej rodziny uczestnictwo we Mszy Świętej „trydenckiej”
może być często niezbyt dogodne (i mam na myśli nie tylko oczywiste kwestie
takie jak miejsce i czas, ale także brak odpowiedniego zaplecza w parafii oraz
wrogie reakcje, które mogą się pojawić ze strony przyjaciół, rodziny, a nawet
osób duchownych), zdecydowanie warto sobie przypomnieć co jest głównym
powodem tego, że to robimy. Jeśli coś jest warte wysiłku, jest także warte
zachowania tego – nawet kosztem pewnych ofiar.
Celem tego artykułu jest przedstawienie kilku powodów dlaczego,
pomimo wszystkich niedogodności (wliczając w to nawet prześladowania na
niewielką skalę), których doświadczyliśmy w przeciągu lat, zarówno my jak i
nasze rodziny kochamy uczestnictwo we Mszy Świętej Wszechczasów. Mamy nadzieję,
że dzieląc się tymi powodami, zachęcimy czytelników, aby albo zaczęli
uczestniczyć w usus antiquior, albo nadal w nim uczestniczyli, jeśli się
wahają. Wyrażamy głębokie przekonanie, że święta liturgia przekazana nam przez
Tradycję nigdy nie była ważniejsza w życiu katolików, obserwując „Kościół
pielgrzymujący na ziemi”, który wciąż zapomina swoją teologię, rozmywa swój przekaz,
traci swoją tożsamość i rani swoich członków. Zachowując, poznając, naśladując
i kochając jego starożytną liturgię, wypełniamy swoją rolę we wspieraniu
autentycznej doktryny, w głoszeniu zbawienia, w odzyskiwaniu utraconej pozycji
Kościoła w społeczeństwie i w przyciąganiu nowych wyznawców, którzy szukają
niczym nieskażonej prawdy i czystego piękna. Ponadto, przekazując ten
niesamowity dar i zapraszając na Mszę tak wielu naszych przyjaciół i członków
rodzin, spełniamy nasze powołanie jako naśladowcy Apostołów.
Zatem nie tracąc już czasu, poniżej przedstawiamy dziesięć powodów:
1. Będziesz
formowany w ten sam sposób w jaki była formowana większość Świętych. Jeśli bezpiecznie założymy, że ryt rzymski został skodyfikowany
za pontyfikatu św. Grzegorza Wielkiego (ok. 600 roku) i przetrwał niezmieniony
do 1970 roku, mowa o blisko 1400 latach z życia Kościoła – a to stanowi
większość historii jego świętych. Będziesz słyszeć i rozważać te same modlitwy,
czytania i śpiewy, które oni słyszeli i rozważali.
Będzie tak dlatego, gdyż to jest Msza, którą św. Grzegorz
Wielki odziedziczył, rozwinął i umocnił. To jest Msza, którą św. Tomasz z
Akwinu odprawiał, o której pięknie pisał i w którą także ma swój wkład
(skomponował propria mszalne oraz oficjum na Boże Ciało). To jest Msza, na
którą uczęszczał trzy razy dziennie św. Ludwik IX, francuski król-krzyżowiec.
To jest Msza, o której św. Filip Neri nie mógł myśleć zanim ją odprawił,
ponieważ tak łatwo wprawiała go w stan ekstazy, który trwał godzinami. To jest
Msza, która została odprawiona po raz pierwszy na brzegach Ameryki przez
hiszpańskich i francuskich misjonarzy, takich jak męczennicy kanadyjscy. To
jest Msza, której słowa dyskretnie wypowiadali księża w Anglii i Irlandii
podczas mrocznych dni prześladowań i Msza, za którą bł. Miguel Pro ryzykował
życie, by móc ją odprawić, zanim został złapany i zamęczony przez rząd
meksykański. To jest Msza, o której bł. John Henry Newman powiedział, że
odprawiałby ją w każdej chwili, gdyby tylko mógł. To jest Msza, którą ks. Frederick
Faber nazwał „najpiękniejszą rzeczą po tej stronie nieba”. To jest Msza, którą
ks. Damien z Molokai odprawiał trędowatymi rękami w kościele, który sam
zbudował i pomalował. To jest Msza, którą św. Edyta Stein, która miała później
umrzeć w komorach gazowych Auschwitz, została całkowicie oczarowana. To jest
Msza, którą artyści tacy jak Evelyn Waugh, David Jones i Graham Greene
pokochali tak bardzo, że ubolewali nad jej stratą oraz ze smutkiem i obawą
patrzyli na nową rzeczywistość, w której przyszło im się znaleźć. To jest Msza
tak powszechnie szanowana, że nawet niekatolicy tacy jak Agatha Christie i Iris
Murdoch stanęli w jej obronie w latach siedemdziesiątych. To jest Msza, na
której odprawianie aż do swojej śmierci w 1968 roku nalegał św. ojciec Pio, po
tym jak liturgiczne aparatczyki zaczęły grzebać w mszale (a on wiedział co
nieco o sekretach świętości). To jest Msza, na której prywatne odprawianie
uzyskał pozwolenie pod koniec życia św. Josemaría Escrivá, założyciel Opus Dei.
Jakiż wspaniały kordon świadków otacza Mszę trydencką! Ich świętość
była wypróbowana jak złoto i srebro w ogniu Mszy Świętej i dostępujemy niczym
niezasłużonego błogosławieństwa, że my także możemy ubiegać się i otrzymać tę
samą formację. Owszem, mogę iść na Nową Mszę i wiedzieć że znajduję się w
obecności Boga i Jego świętych (i za to jestem niezwykle wdzięczny), ale namacalne
historyczne połączenie z tymi świętymi zostało nadszarpnięte, tak jak
historyczne połączenie z moim dziedzictwem jako rzymskiego katolika.
2. Co odnosi się
do mnie, odnosi się tym bardziej do moich dzieci. Ten sposób odprawiania Mszy w najgłębszy sposób kształtuje umysły
i serca naszych dzieci w czci dla Wszechmogącego Boga, w cnotach pokory,
posłuszeństwa i ciszy wypełnionej adoracją. Wypełnia ich zmysły i wyobraźnię
świętymi znakami i symbolami, „mistycznymi ceremoniami” (jak to ujmuje sobór
trydencki). Sama Maria Montessori często podkreślała, że małe dzieci są bardzo
otwarte na język symboli, często bardziej niż dorośli, i że nauczą się go o
wiele łatwiej obserwując ludzi, którzy celebrują uroczystą liturgię niż
słysząc mnóstwo słów, którym nie towarzyszy prawie żadna akcja. Wszystko to, co
dzieje się w prezbiterium jest bardzo imponujące i zajmujące dla dzieci, które
uczą się wiary, a zwłaszcza dla chłopców, którzy stają się ministrantami. (1)
3. Jej
uniwersalność. Msza trydencka nie tylko stwarza
widzialne i ciągłe połączenie między teraźniejszością a odległą przeszłością.
Tworzy ona także inspirującą więź jedności z wiernymi na całym świecie. Starsi
katolicy często wspominają jak poruszające było dla nich służyć po raz pierwszy
do Mszy zagranicą i odkryć, że „Msza była taka sama”, gdziekolwiek by się nie
znaleźli. To doświadczenie było dla nich potwierdzeniem katolickości ich
katolicyzmu. Dla porównania, dzisiaj czasem można mieć trudność ze znalezieniem
„tej samej Mszy” w tej samej parafii w ten sam weekend.
Uniwersalność Mszy trydenckiej, z jej parasolem ochronnym w postaci łaciny jako
świętego języka i jej nacisk na to, żeby ksiądz odstawił na bok swoje
indywidualne i kulturowe preferencje i oblekł się w Chrystusa, spełnia rolę prawdziwej
Pięćdziesiątnicy, w której wiele języków i plemion schodzi się jako jedno w
Duchu. Nie jest to nowy Babel, który faworyzuje przyrodzone tożsamości takie
jak etniczność czy grupa wiekowa i grozi zawieszeniem ewangelicznej zasady „ani
Greka, ani Żyda”.
4. Zawsze wiesz,
co otrzymasz. Msza będzie skupiona na
Najświętszej Ofierze Krzyża złożonej przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. Przed,
podczas i po Mszy w kościele będzie panować pełna szacunku i modlitwy cisza. W
prezbiterium będą służyć tylko mężczyźni, a Ciało Pańskie będzie udzielane
tylko przez kapłanów i diakonów, zgodnie z prawie dwutysiącletnią tradycją.
Ludzie przeważnie będą ubrani skromnie. Muzyka nie zawsze będzie towarzyszyć
obrzędom (a jeśli będzie, może nie być zawsze wykonana idealnie), ale nigdy nie
usłyszysz pseudopopowych piosenek z narcystycznym lub heretyckim tekstem.
Inaczej to ujmując, tradycyjna forma rytu rzymskiego może nigdy
nie być idealnie przyswojona. Tak jak prawie każda inna dobra rzecz po tej
stronie grobu, Msza trydencka może być spartaczona, ale nigdy nie może być
zniekształcona do takiego stopnia, że nie będzie już dłużej prowadzić do
prawdziwego Boga. Chesterton kiedyś powiedział, że „jest tylko jedna rzecz,
która nigdy nie może przekroczyć pewnej granicy w swoim sojuszu z uciskiem –
jest nim ortodoksja. Prawdą jest, że mogę zniekształcić ortodoksję, żeby po
części usprawiedliwić tyrana. Ale z łatwością mogę stworzyć niemiecką
filozofię, aby całkowicie go usprawiedliwić” (2). Odnosi się to także do Mszy
trydenckiej. Ks. Jonathan Robinson, który w czasie pisania swojej książki nie
był przyjazny usus antiquior, mimo wszystko przyznał, że „wieczyste
przyciąganie starego rytu polega na tym, że ciągle odnosił się do
transcendencji, i robił to nawet kiedy był nadużywany na różne sposoby” (3). Dla
porównania, Robinson zaobserwował, że mimo tego, że Nowa Msza może być
odprawiana w pobożny sposób, który prowadzi nas do absolutu, „nie ma nic takiego
w zasadach rządzących odprawianiem Novus Ordo, co zagwarantowałoby centralną
pozycję celebracji Paschalnego misterium” (4). Innymi słowy, Nowa Msza może być
odprawiana ważnie, ale w sposób który kładzie tak wielki nacisk na kongregację
lub dzielenie się posiłkiem, że może urosnąć do „praktycznego zanegowania
katolickiego pojmowania Mszy Świętej” (5). Z drugiej strony, niezniszczalność
wewnętrznego znaczenia tradycyjnej Mszy jest tym, co zainspirowało jednego z
komentatorów, by porównać ją do maksymy dotyczącej Marynarki Wojennej Stanów
Zjednoczonych: „Jest to maszyna zbudowana przez geniuszów, tak żeby mogła być z
łatwością obsługiwana przez idiotów” (6).
5. Jest
autentyczna. Klasyczny Ryt Rzymski ma jasno
określoną teocentryczną i chrystocentryczną orientację, wyrażaną zarówno przez
odprawianie Mszy ad orientem i przez bogate teksty samego klasycznego
Mszału Rzymskiego, który kładzie o wiele większy nacisk na Misterium
Przenajświętszej Trójcy, boskość naszego Pana Jezusa Chrystusa i ofiarę naszego
Pana na Krzyżu (7). Jak wykazała dr Lauren Pristas, modlitwy nowego mszału
często są rozmyte we fragmentach wyrażających dogmaty i ascetyczną doktrynę,
podczas gdy modlitwy ze starego mszału są jednoznacznie i bezwzględnie katolickie
(8). Jest to autentyczna liturgia, a nie coś zlepionego przez „ekspertów” dla
„nowoczesnego człowieka” i dostosowanego
do jego preferencji. Coraz więcej katolickich pasterzy i nauczycieli uznaje, że
reformy liturgiczne lat sześćdziesiątych były przeprowadzone w szaleńczym
tempie i byle jak. Wywołały one niezwykle dziwną sytuację, na którą sama
zreformowana liturgia jest absolutnie niezdolna znaleźć rozwiązanie, z jej mnogością
opcji, jej minimalistycznymi rubrykami, jej wrażliwością na manipulujących
„przewodniczących liturgii” i jej jawnym brakiem łączności z co najmniej
czternastoma wiekami rzymskokatolickiego kultu – brak ciągłości jest niezwykle
wyraźny w kwestii języka: Stara Msza jest szeptana i śpiewana w świętym języku
Zachodniego Kościoła, łacinie, a Nowa Msza jakoś dziwnie zaczęła mieszać się z
ciągle zmieniającymi się językami narodowymi świata.
6. Lepszy kalendarz
świętych. W dyskusjach o liturgii najwięcej
amunicji używa się na bronienie lub atakowanie zmian w częściach stałych Mszy świętej – i jest to zrozumiałe. Jednakże, jedną z najważniejszych różnic między
Mszałem z 1962 i 1970 roku jest kalendarz. Zacznijmy od cyklu uroczystości
świętych Pańskich. Kalendarz z 1962 roku jest niesamowitym wstępem do historii
Kościoła, zwłaszcza historii wczesnego Kościoła, którą często się dziś pomija. Zrządzeniem
opatrzności jest on tak ustalony, że niektórzy święci tworzą różne „grupy”,
które podkreślają jakiś konkretny aspekt świętości. Natomiast twórcy kalendarza
ogólnego z 1969/1970 roku wykreślili lub zdegradowali 200 świętych, łącznie ze
św. Walentym (tym od Dnia Świętego Walentego) i św. Krzysztofem, patronem podróżnych,
twierdząc że nigdy nie istniał. Z tego samego powodu usunęli św. Katarzynę z
Aleksandrii, pomimo tego że była w gronie świętych, których ujrzała św. Joannna
d’Arc, kiedy Bóg nakazał jej walczyć z Anglikami (9). Architekci nowego
kalendarza często podejmowali decyzję w oparciu o współczesne szkolnictwo
historyczne, a nie o ustne tradycje Kościoła. Ich edukacyjne kryteria przywołują
replikę Chestertona, że wolałby on zaufać opowieściom starych żon niż faktom
starych panien. „Dość łatwo zauważyć dlaczego legenda jest traktowana, i
powinna być traktowana, z większym szacunkiem niż książka do historii”, pisze
G.K. „Legendę zazwyczaj tworzy większość osób w wiosce, którzy są w pełni sił
umysłowych. Książkę zazwyczaj pisze jedyna osoba w wiosce, która jest szalona”
(10).
7. Lepszy
kalendarz pór roku. Podobnie jak powyżej, „cykl świąt
według pór roku” – Okres Bożego Narodzenia, Okres Epifanii, Siedemdziesiątnica,
Okres Wielkanocny, Okres po Zesłaniu Ducha Świętego itd. – jest o wiele
bogatszy w kalendarzu z 1962 roku. Dzięki dorocznemu cyklowi propriów, każda
niedziela ma swój charakter odróżniający ją od innych, a ta coroczna
powtarzalność stanowi wskaźnik czy też kryterium, które pozwala wiernym na
zmierzenie ich duchowego postępu lub upadku na przestrzeni życia. Tradycyjny
kalendarz zawiera starożytne obrzędy, takie jak Suche Dni i dni błagalne, które zwiększają nie tylko naszą wdzięczność do Boga, ale także
nasze uznanie dla dobroci pór roku i rolniczych cyklów ziemi. Tradycyjny
kalendarz nie ma czegoś takiego jak „Okres zwykły” (niezwykle niefortunne
wyrażenie, skoro nie może być czegoś takiego jak „okres zwykły” po Wcieleniu
[11]), ale zamiast tego ma Okres po Epifanii i Okres po Pięćdziesiątnicy, tym
samym zwiększając znaczenie tych wielkich uroczystości, jak poświata czy echo. Zesłanie
Ducha Świętego jest tak samo ważne jak Boże Narodzenie i Wielkanoc i świętuje się
je przez pełne osiem dni, żeby Kościół mógł pławić się w cieple i świetle
niebiańskiego ognia. Ponadto w tradycyjnym kalendarzu jest miejsce na
przedpostny okres Siedemdziesiątnicy, zwany także
„Carnevale”, który zaczyna się trzy tygodnie przed Środą Popielcową i zgrabnie
pomaga w psychicznym przejściu z radości Bożego Narodzenia do żalu Wielkiego
Postu. Tak jak inne cechy usus antiquior, wyżej wymienione cechy
kalendarza sięgają zamierzchłych czasów i łączą nas w niezwykle żywy sposób z
Kościołem pierwszego milenium, a nawet z jego pierwszymi wiekami.
8. Lepsze
podejście do Biblii. Wielu uważa, że Novus Ordo ma naturalną
przewagę nad starą Mszą, ponieważ ma trzyletni cykl niedzielnych czytań i
dwuletni cykl czytań w dni powszednie, a także dłuższe i liczniejsze czytania
na Mszy, zamiast starożytnego jednorocznego cyklu zazwyczaj składającego się z
dwóch czytań (epistoła i Ewangelia). Ci ludzie przeoczają, że architekci Novus
Ordo jednocześnie usunęli większość biblijnych odniesień, które były podstawą
dla części stałych Mszy Świętej, a następnie, dla bezpieczeństwa, wprowadzili mnóstwo
czytań, niewiele dbając o to, czy razem tworzą spójną całość. Jeśli chodzi o
czytania biblijne, stary ryt stosuje dwie godne pochwały zasady: po pierwsze, czytania
są wybierane nie ze względu na nie same (aby „upchnąć” tyle Pisma Świętego ile
to możliwe), ale mają one rozjaśnić znaczenie okazji danej ceremonii. Po
drugie, nacisk nie jest położony zaledwie na ilość literackich lub
dydaktycznych wskazówek biblijnych, ale na „mistagogię”. Innymi słowy, czytania
na Mszy nie mają pełnić roli wspaniałej szkółki niedzielnej, ale mają ciągle
wprowadzać wiernych w misterium Wiary. Ich ograniczona ilość, zwięzłość,
liturgiczna odpowiedniość i powtarzalność na przestrzeni każdego roku czyni z
nich potężne narzędzie duchowej formacji i przygotowania do Ofiary
Eucharystycznej.
9. Cześć dla
Najświętszej Eucharystii. Zwyczajna
forma rytu rzymskiego oczywiście może być odprawiana z czcią, a Ciało Pańskie rozdawane
przez osoby wyświęcone. Jednak bądźmy szczerzy: zdecydowana większość katolickich
parafii ma „nadzwyczajnych” świeckich szafarzy Komunii Świętej, a przeważająca większość
wiernych przyjmuje Komunię Świętą na rękę. W przeciwieństwie do księży, świeccy
szafarze nie puryfikują rąk ani palców po tym jak udzielają wiernym Ciała
Pańskiego, tym samym zbierając i rozrzucając partykuły Prawdziwie Obecnego. To samo
odnosi się do wiernych, którzy otrzymują Komunię Świętą na rękę: nawet krótki
kontakt z Hostią na czyjejś dłoni może pozostawić na niej cząstki konsekrowanej
Ofiary (12). Proszę pomyśleć o tym: każdego dnia kolejne tysiące tych
mimowolnych aktów świętokradztwa wobec Najświętszego Sakramentu zdarzają się na
całym świecie. Jakże cierpliwe jest Eucharystyczne Serce naszego Pana! Ale czy
naprawdę chcemy uczestniczyć w tym świętokradztwie? A nawet jeśli my sami
przyjmujemy Komunię na język podczas Nowej Mszy, istnieje szansa, że wciąż
będziemy otoczeni ludźmi przyzwyczajonymi do
niedbałości – w środowisku, które albo będzie
napełniać nas oburzeniem i smutkiem albo sprawi, że dla świętego spokoju staniemy
się obojętni. Takie reakcje nie są pomocne w doświadczaniu pokoju wynikającego
z Prawdziwej Obecności Chrystusa, ani nie są najlepszym sposobem na wychowanie
dzieci w Wierze!
Podobne zastrzeżenia można mieć do rozpraszającego
„znaku pokoju” (13), a także lektorek i nadzwyczajnych szafarzy, którzy, oprócz
tego, że wprost zrywają z tradycją, mogą być ubrani w rzeczy wątpliwie skromne.
Zastrzeżenia budzi także prawie że powszechny zwyczaj głośnego plotkowania
przed oraz po Mszy Świętej, czy też improwizacje księdza. Te i wiele
innych cech charakterystycznych dla Novus Ordo, który odprawia się zbyt często,
są, razem i każda z osobna, znakami braku wiary w Rzeczywistą Obecność, znakami
antropocentrycznej, horyzontalnej celebracji własnego ego zgromadzonych wiernych.
Powinno się podkreślić jedną rzecz: dla dzieci jest wyjątkowo szkodliwe bycie częstym świadkiem szokującego braku czci z jakim jest traktowany nasz Pan i Bóg w niepojętym Sakramencie Jego Miłości: ławka po ławce, katolicy wstają z automatu, aby otrzymać dar który zazwyczaj traktują z codzienną, wręcz znudzoną, obojętnością. Wierzymy, że Eucharystia to prawdziwie nasz Zbawiciel, nasz Król, nasz Sędzia – ale następnie szybko zachowujemy się w sposób, który mówi o nas, że otrzymujemy zwykłe (chociaż symboliczne) jedzenie i picie, co tłumaczy dlaczego tak wielu katolików zdaje się wyrażać protestancki pogląd na to, co dzieje się na Mszy. Ta nieszczęsna sytuacja nie skończy się dopóki przedsoborowe normy dotyczące Świętej Hostii nie staną się obowiązkowe dla wszystkich celebransów, co raczej szybko nie nastąpi. Bezpieczną przystanią zapewniającą schronienie jest, ponownie, Msza „trydencka”, gdzie rządzi zdrowy rozsądek i świętość.
Powinno się podkreślić jedną rzecz: dla dzieci jest wyjątkowo szkodliwe bycie częstym świadkiem szokującego braku czci z jakim jest traktowany nasz Pan i Bóg w niepojętym Sakramencie Jego Miłości: ławka po ławce, katolicy wstają z automatu, aby otrzymać dar który zazwyczaj traktują z codzienną, wręcz znudzoną, obojętnością. Wierzymy, że Eucharystia to prawdziwie nasz Zbawiciel, nasz Król, nasz Sędzia – ale następnie szybko zachowujemy się w sposób, który mówi o nas, że otrzymujemy zwykłe (chociaż symboliczne) jedzenie i picie, co tłumaczy dlaczego tak wielu katolików zdaje się wyrażać protestancki pogląd na to, co dzieje się na Mszy. Ta nieszczęsna sytuacja nie skończy się dopóki przedsoborowe normy dotyczące Świętej Hostii nie staną się obowiązkowe dla wszystkich celebransów, co raczej szybko nie nastąpi. Bezpieczną przystanią zapewniającą schronienie jest, ponownie, Msza „trydencka”, gdzie rządzi zdrowy rozsądek i świętość.
10. Co najważniejsze, chodzi o Tajemnicę Wiary. Wiele powodów, aby trwać przy Mszy „trydenckiej” oraz wspierać
jej rozpowszechnianie, pomimo wszystkich problemów, które udaje się diabłu umieścić
na naszej drodze, może być streszczone w jednym słowie: TAJEMNICA. To, co św.
Paweł nazywa musterion i co łacińska tradycja liturgiczna nazywa mysterium
i sacramentum, jest dalekie od bycia pomniejszą koncepcją w
chrześcijaństwie. Dramatyczne otwarcie się Boga na nas poprzez historię, a
najbardziej w Osobie Jezusa Chrystusa, jest tajemnicą w najwyższym sensie tego
słowa: jest objawieniem Rzeczywistości, która jest całkowicie zrozumiała jednak
zawsze nieunikniona, ciągle rozświetlająca, jednakże oślepiająca w swojej
światłości. Jest czymś właściwym, że obrzędy liturgiczne, które łączą nas z
naszym Bogiem, powinny nosić znamię Jego wiecznej i nieskończonej tajemniczości,
Jego cudownej transcendencji, Jego przytłaczającej świętości, Jego
rozbrajającej bliskości, Jego delikatnej ale przeszywającej ciszy. Tradycyjna
forma rytu rzymskiego z pewnością nosi to znamię. Jej ceremonie, jej język, jej
postawa ad orientem i jej nieziemska muzyka nie są zacofane ale
całkowicie zrozumiałe kiedy jednocześnie wpajają w wiernych poczucie czegoś nieznanego,
nawet jeśli to napawa ich strachem i przejęciem. Pielęgnując poczucie
świętości, stara Msza zachowuje nietkniętą tajemnicę Wiary (14).
Podsumowując, Klasyczny Ryt Rzymski jest ambasadorem Tradycji, żywicielem
wewnętrznego człowieka, życiowym nauczycielem wiary, szkołą adoracji, skruchy,
dziękczynienia i błagania, całkowicie bezpieczną i stabilną opoką, na której
możemy pewnie budować nasze życie duchowe.
Jako że ruch na rzecz przywrócenia świętej liturgii Kościoła jest
coraz większy i przybiera na sile, nie ma teraz czasu na zniechęcenie lub
wątpliwości. Jest to czas na radosne przygarnięcie wszystkich skarbów jakie
oferuje nam nasz Kościół, bez względu na krótkowzroczność części jego obecnych pasterzy
i ignorancję (zazwyczaj nie z własnej winy) wielu wiernych. Jest to odnowa,
która musi zajść w Kościele, jeśli ma on przetrwać nadchodzące
zagrożenia. Oby Pan mógł na nas liczyć, że będziemy gotowi iść w
pierwszej linii aby podtrzymać „wiarę katolicką i apostolską”! Obyśmy mogli
odpowiedzieć na Jego łaski kiedy poprowadzi nas do nieprzebranych bogactw
Tradycji, które On, w swej miłosiernej dobroci, dał Kościołowi, swojej
Oblubienicy!
Nie ma czasu na słabości czy zmęczenie, ale trzeba zabrać się do
roboty i przyłożyć ręce do pługa. Dlaczego mielibyśmy pozbyć się światła,
pokoju i radości tego, co jest piękniejsze, bardziej transcendentne, świętsze,
bardziej uświęcające, i bardziej katolickie? Niezliczone błogosławieństwa
czekają na nas kiedy, pośród bezprecedensowego kryzysu tożsamości dzisiejszego
Kościoła, żyjemy naszą katolicką wiarą w całkowitej wierności i z żarliwym
oddaniem elżbietańskich męczenników, którzy woleli zrobić i ścierpieć wszystko,
niż być odłączonymi od Mszy, do której ich miłość urosła tak bardzo, że cenili
ją bardziej niż własne życie. Owszem, zostaniemy wezwani do poniesienia ofiar,
np. zaakceptowania niedogodnej godziny celebracji lub nieodpowiedniej lokalizacji,
czy też pokornego znoszenia niezrozumienia czy wręcz odrzucenia ze strony
naszych ukochanych. Ale wiemy, że ofiary dla większej sprawy są kwintesencją miłosierdzia.
Podaliśmy powody za uczestnictwem we Mszy trydenckiej. Istnieje ich
o wiele więcej, a każda osoba ma swoje własne. Wiemy na pewno, że Kościół
potrzebuje swojej Mszy, my potrzebujemy tej Mszy i, w dość dziwny sposób
który nadaje nam niezasłużony przywilej, Msza potrzebuje nas. Trwajmy
przy niej, aby nasza wiara w Chrystusa Króla, nasze Zbawienie, naszą Pełnię
była jeszcze silniejsza.
Peter Kwasniewski, Michael Foley
Tłumaczenie: Marek Kormański
Przypisy:
(1)
Zobacz: „Jak pomóc dziecku
uczestniczyć w Mszy w formie nadzwyczajnej” (część 1, część 2), „Czy tradycyjna liturgia jest
odpowiednia dla dzieci?” (link).
(2)
G.K. Chesterton, Ortodoksja.
(3)
Jonathan Robinson, The Mass and
modernity (Ignatius Press 2005), 307.
(4)
Ibid. 311, kursywa dodana.
(5)
Ibid. 311.
(6)
Ten sam autor, John Zmirak (który
jest znawcą tematu) pisze dalej: „Stara liturgia została stworzona przez
świętych, żeby mogła być odprawiana przez niechlujów bez ryzyka świętokradztwa.
Nowy ryt został sklecony przez biurokratów i powinien być odprawiany tylko
przez świętych.” John Zmirak „All
your church are belong to us.”
(7)
Opisane w książce Petera
Kwasniewskiego Resurgent in the midst of crisis (Kettering, OH: Angelico Press,
2014), ch. 6, “Offspring of Arius in the Holy of Holies.”
(8)
Zobacz, oprócz wielu dobrych
opracowań Lauren Pristas, także jej książkę: Collects of the Roman Missal: A
comparative study of the Sundays in proper seasons before and after the Second
Vatican Council (London: T&T Clark, 2013).
(9)
Na szczęście, uznając to za błąd,
papież Jan Paweł II przywrócił św. Katarzynę w kalendarzu Novus Ordo
dwadzieścia lat później, ale co z innymi świętymi, którym się dostało?
(10)
Chesterton, Ortodoksja.
(11)
Zobacz, między innymi: Ks. Richard
Cipolla “Epiphany and the Unordinariness of Liturgical
Time.”
(12)
Zobacz: Father X, „Losing fragments with Communion in the hand” The Latin Mass Magazine (Fall 2009), 27-29.
(13)
„Znak pokoju” w Novus Ordo ma
niewiele wspólnego z dostojnym sposobem przekazywania „Pax” podczas uroczystej
Mszy Świętej, gdzie jest niezwykle jasno widoczne, żę pokój o którym mowa jest
duchowym darem pochodzącym od Baranka Bożego ofiarowanego na ołtarzu, który to
pokój łagodnie rozchodzi się między celebransem i asystą wyższą aż spocznie na
ministrantach, którzy reprezentują lud.
(14)
Od wieków, sięgając aż do wczesnego
Kościoła (a nawet, jak twierdzi św. Tomasz z Akwinu, do czasów apostolskich),
kapłan zawsze odmawiał „Mysterium Fidei” podczas konsekracji kielicha. Zawsze
odnosił się konkretnie do wtargnięcia czy też wejścia Boga między wiernych w
tym niezgłębionym Sakramencie.