Chciałbym zwrócić uwagę na post
Petera Kwasniewskiego na blogu New Liturgical Movement [przetłumaczony przez UnaCum.pl i dostępny tutaj] o dzieciach i formie
nadzwyczajnej, a także dodać własne uwagi.
Napisałem już wiele o komunikacji
niewerbalnej w liturgii i, jeśli chodzi o dzieci, których zdolności werbalne są
ograniczone, jest czymś oczywistym, że jest to niezwykle ważny temat. W
zreformowanej Mszy wszystko sprowadza się do kwestii komunikacji werbalnej: na
głos wypowiada się wszystko co możliwe, występuje o wiele mniej powtórzeń
podczas jednej Mszy, a także mniej powtórzeń między kolejnymi Mszami
niedzielnymi. Oczywiście komunikacja niewerbalna jest istotna nie tylko dla
dzieci. W nieśmiertelnych słowach katolika z klasy pracującej z Newcastle, z
którym rozmawiał socjolog Anthony Archer, powiedział on na temat Nowej Mszy:
„Człowieku, to jest jak jakiś wykład. Tylko się gada w kółko.” Novus ordo jest
tak odbierane nie dlatego, że jest ono dłuższe, ale ponieważ wierny odbiera
zwyczajną formę jako jeden wielki potok słów. Archer doszedł do wniosku, że
Nową Mszę chwalą sobie głównie wykształceni, elokwentni katolicy wywodzący się
z klasy średniej.
Można dodać, że często się mówi,
iż kobiety bardziej niż mężczyźni zwracają uwagę na komunikację werbalną. Mówi
się także, że słowo mówione, w przeciwieństwie do pisanego, jest o wiele
łatwiej przyswajane przez dzisiejszych ludzi, co jest często powtarzane jako
argument w dyskusji przeciwko stosowaniu lektur w dzisiejszym nauczaniu. Papież
Paweł VI zauważył, że „człowiek dzisiejszych czasów jest wypełniony słowami”. Te
obserwacje złożone w całość wyjaśniałyby wiele w kwestii przeciętnej wielkości
i społecznej struktury wiernych gromadzących się na Novus Ordo, jednakże odbiegłbym
zbytnio od tematu.
Pozostając w temacie dzieci, jest
czymś oczywistym, że musisz robić coś więcej niż tylko rozmawiać z nimi i
księża mówiący do dzieci podczas Mszy w zwyczajnej formie rytu rzymskiego
często doskonale zdają sobie z tego sprawę. Ich wszystkie działania mają na
celu dodanie do Mszy Świętej elementów komunikacji niewerbalnej, których w
innym wypadku nie można by tam znaleźć: dzieci odgrywające scenki z Ewangelii
podczas Mszy szkolnych, liturgie dla dzieci, dzieci zbierające się przed amboną
itd. itp. Ogólnie rzecz biorąc, te próby zawiodły. Dzieci nadal nie potrafią
się skupić, podczas gdy obecni na Mszy dorośli często są zażenowani. Istnieje
kilka powodów tej porażki.
Pierwszym jest to, że nawet jeśli
rozumie się jak ważne jest to, żeby liturgia nie składała się tylko ze słów, model komunikacji werbalnej w formie zwyczajnej jest
do tego stopnia wpisany w jej liturgiczną kulturę, że wciąż za rzecz najwyższej
wagi uważa się przekazanie dzieciom tak dużo dźwiękowych bodźców jak to tylko
możliwe. To oznacza używanie jednosylabowych słów, wyjaśnianie każdej czynności
liturgicznej za pomocą dziecinnych komentarzy, odmawianie „dziecięcych Modlitw
Eucharystycznych” itd. Problem polega na tym, że bez względu na tym jak bardzo skróconą
Mszę się odprawi, ciągle pojawia się coś co można skomentować: ofiarowanie
darów, obmycie rąk, słowa ustanowienia, komunia wiernych. Wszystkie te
wydarzenia są dość charakterystyczne, wszystkie bogate w znaki i złożone, i
wszystkie następują po sobie dość szybko. W rezultacie dzieci są zalewane
ogromnym potokiem bodźców dźwiękowych, z których niewiele rozumieją, a jeszcze
mniej pamiętają. W międzyczasie dorośli muszą słuchać tego samego potoku
infantylnych słów, a starsze dzieci i młodzież nabierają przekonania, że Msza
jest tylko dla dzieci.
Drugi aspekt problemu stanowi pogląd,
że dzieci lepiej czują się w swobodnych sytuacjach, gdzie jest miejsce na
spontaniczność, niż w takich, które wymagają przestrzegania określonych reguł.
Bez względu na to skąd wziął się ten pomysł kilka minut wystarczy, aby go
obalić. Dzieci kształtują się przede wszystkim poprzez nawyki: w nauce chodzi
przede wszystkim o powtórki. Połączcie te dwie niekontrowersyjne refleksje, a
zobaczycie na czym polega wartość niezmiennej liturgii pełnej ceremonii w której
brakuje spontaniczności. Zrozumienie tej sprawy naprawdę nie powinno być trudne.
Czy dzieci zrozumieją taką liturgię? Uważam, że będą mieć większą szansę na
zrozumienie takiej Mszy, niż gdyby mieli zrozumieć liturgię, która zmienia się
co niedzielę. Mówiąc o Mszy „trydenckiej” mamy pod ręką wiele dostępnych pomocy,
które możemy wykorzystać omawiając z dziećmi tę liturgię krok po kroku. Byłoby
to niemożliwe w przypadku Novus Ordo z powodu wielkiej dowolności w odprawianiu
liturgii.
To prowadzi nas do trzeciego
problemu, czyli do uczestnictwa, którego wymaga się od wiernych uczęszczających
na Mszę w zwyczajnej formie rytu rzymskiego. W starej Mszy mogą być, lub nie,
śpiewy oraz dialog z wiernymi, którzy na przemian wstają i siadają. Jednakże, w
przeciwieństwie do ceremoniału jaki ma miejsce w prezbiterium, takich czynności
jest niewiele i wierni mogą je wykonywać, ale nie mają takiego obowiązku. To,
co dzieje się w nawie, jest w rzeczywistości dość swobodne. Istnieją lokalne
zwyczaje, ale nie trzeba ich przestrzegać. Nieuklęknięcie na konsekrację
zadziwiłoby większość ludzi i mogłoby irytować tych, którzy klęczeliby z tyłu,
gdyż nie widzieliby ołtarza, ale nikt nie robiłby wyrzutów, jeśli ktoś nie
odśpiewałby „et cum spiritu tuo” w danym momencie. Natomiast w Nowej Mszy, jak
tylko wejdziesz do kościoła, otrzymujesz listę instrukcji dotyczących postawy i
słownych odpowiedzi (te ostatnie są często dość długie i skomplikowane) i,
jeśli nie będziesz potrafił się do nich zastosować, możesz zostać zbesztany. Znałem
kilku bezpośrednich księży, którzy zapobiegawczo musztrowali wiernych,
wypowiadając komendy typu „uklęknąć”, czy „wstać” w chwilach ciszy podczas Mszy.
Ziarno prawdy zawarte w poglądzie, że dzieci
odstrasza ceremoniał i sztywne reguły prawdopodobnie bierze się z obserwacji:
kiedy dzieci nie wiedzą co powinny robić jest to dla nich czymś zawstydzającym,
tak jak dla każdego człowieka. Dlatego też mogą czuć się niekomfortowo w
sytuacjach wymagających powagi, ponieważ, nie mając doświadczenia, boją się popełnić
błąd. Jednak okazuje się, że nie jest to argument przeciwko Mszy „trydenckiej”.
Ten problem raczej dotyczy zwyczajnej formy rytu rzymskiego, gdyż właśnie
podczas Novus Ordo od każdego wiernego oczekuje się, że powie i zrobi to co
trzeba we właściwym czasie. To właśnie podczas NOMu można się zawstydzić (co mi
się zdarzyło), wypowiadając złą odpowiedź lub też nie znając na pamięć długiej
odpowiedzi „suscipiat”, bez względu na to czy była ona po łacinie, na łacińskim
Novus Ordo, czy po angielsku.
Pozostawiam czytelników z tą myślą.
Jaki geniusz wymyślił, że wierny zrozumie lepiej konsekrację, że głębiej
przejmie ona jego duszę, że dotknie bardziej serca wiernego i pomoże mu
bardziej się zmienić, jeśli usunie się przyklęknięcia księdza przed
podniesieniem każdej Postaci? Celem takiej zmiany było prawdopodobnie
uczynienie tej ceremonii mniej formalną, przypominającą troszkę bardziej
„codzienne życie”. Jednak to głupota! Konsekracja pozostała niezwykle uroczystą
ceremonią, nawet w najskromniejszej Mszy w formie zwyczajnej. To co udało się
zrobić reformatorom to pozbawienie tego wydarzenia części swojego dramatyzmu,
części widocznej symboliki, czegoś co jest wypowiadane w uniwersalnym języku,
języku instynktownie rozumianym przez dzieci. A oto zmiany jakie wprowadzili w
całej Mszy Świętej: zniesienie widzialnego, stopniowego wchodzenia po stopniach
ołtarza, odczytywanie Ewangelii stojąc zwróconym na północ, przyklęknięcie na
wspomnienie wcielenia w Credo, dzwonek przed konsekracją i na komunię kapłana,
przyjmowanie komunii na język i przyklęknięcie podczas Ostatniej Ewangelii. Jedyne
co mogę powiedzieć to to, że bez względu na to jakie argumenty można wysunąć na
poparcie tych zmian, nie były one pomocne w zaangażowanie dzieci w liturgię.
Joseph Shaw
Tłumaczenie: Marek Kormański
Zdjęcie pochodzi ze strony: http://familiabeata.pl/