Michael Treharne Davies urodził
się 13 marca 1936 r. Jego ojciec, Walijczyk, był baptystą, a jego matka, która
była Angielką, należała do Kościoła anglikańskiego. W 1954 r., po tym, gdy
ukończył szkołę, w wieku osiemnastu lat zaciągnął się do armii brytyjskiej i
jako zwykły żołnierz służył na Malajach, w Egipcie i na Cyprze. W jego
wojskowej kartotece zachowała się pewna godna uwagi notatka. W sierpniu 1957 r.
dowódca Michaela zapisał, że:
„Jest on spokojnym, miłym
człowiekiem o bardzo chrześcijańskim spojrzeniu na życie. Jest również bardzo
życzliwy – nigdy nie słyszałem, żeby kogoś rugał. Dlatego nie posiada zdolności
dyscyplinowania żołnierzy koniecznej do awansu na podoficera. Przedkłada
służbę, lojalność i dobro innych ponad własne. Bez zastrzeżeń mogę go polecić
na każde stanowisko wymagające zaufania i poświęcenia dla innych”.
To właśnie podczas służby
wojskowej zainteresował się wiarą katolicką i 17 kwietnia 1957 r. został
przyjęty do Kościoła. W tym samym roku, po zakończeniu służby w armii, w
kościele francuskim w londyńskim Soho poznał Marię Miloš – młodą Chorwatkę, z którą
ożenił się w lipcu 1961 r. Michael kształcił się w Catholic Training College w
Londynie, gdzie w 1964 r. uzyskał uprawnienia nauczycielskie. Podczas studiów pisał
opowiadania i wiersze, które publikował w uczelnianej gazecie. Gdy opuścił
college jego opiekun naukowy wydał opinię o nim, w której napisał:
"Pan Michael Davies jest najpilniejszym
studentem jakiego poznałem podczas mojej trwającej siedem lat pracy wykładowcy.
Jest otwarty, rzetelny i jest dobrym współpracownikiem; jest również stały w
swej wierze religijnej i wytrwały w dążeniu do ideałów, co czyni bez zbędnej
ostentacji”.
Ten formacyjny fundament stał się
podstawą wielkiego dzieła, którego miał dokonać. Był żołnierzem na służbie
swojej ojczyzny i nauczycielem młodych umysłów, by później stać się żołnierzem
i nauczycielem w służbie Kościoła.
![]() |
Michael Davies (rok 1959) |
Michael zadebiutował w prasie w
maju 1967 r. kiedy jedna z gazet opublikowała artykuł poświęcony wojnie w
Wietnamie. Jego autor, ksiądz, twierdził m.in., że Amerykanie bombardują
kościoły na północy tego kraju i zabijają ludzi będących w drodze na Msze.
Michael nie dawał temu wiary i sprawdził podane informacje. Udowodnił, że cały
artykuł jest pozbawiony podstaw i oparty na wiadomościach pochodzących z
komunistycznej propagandy. Weryfikacja informacji w poszukiwaniu prawdy stała
się fundamentem, stałym elementem wszystkiego, co później pisał. To, że
fałszywe twierdzenia były poddawane szczegółowym badaniom i w przeważającej
części okazywały się pozbawione podstaw było przyczyną nieustannej irytacji – mówiąc
delikatnie – tych „ekspertów”, którzy chcieli przejechać walcem liturgicznych
zmian po głowach niedowierzających im świeckich. Jako nauczyciel, a także
rodzic, Michael wiedział jakie znaczenie ma prowadzenie młodych umysłów ścieżką
prawdy, szczególnie w sprawach wiary. Powszechnie wiadomo, że początkowo podzielał
entuzjazm wobec II Soboru Watykańskiego, ale szybko się zorientował, że nie
wszystko układa się tak, jak on sam i wielu innych by oczekiwało. W lutym 1967
r. wstąpił do stowarzyszenia Latin Mass Society of England and Wales i szybko
zaangażował się w jego działalność, m.in. wygłaszając wykłady dotyczące tzw.
Mszy dziecięcych. Był katolikiem od zaledwie dziesięciu lat, a nauczycielem od
czterech, ale natychmiast potrafił dostrzec szkodliwy wpływ wprowadzanych zmian
na wiarę młodych ludzi. Miał być ich mistrzem i bez reszty poświęcił się walce.
Pracując nad dziełem swego życia
skrupulatnie badał to rzekome nowe zrozumienie, tę nową uczoność i publicznie
ukazywał płytkość i destrukcyjny charakter tego prądu. W czasie, gdy miał około
20 lat odkrył, że Prawda istnieje w Kościele katolickim i nie zamierzał pozwolić,
aby ktokolwiek odebrał tę prawdę jemu czy jego dzieciom. Dla Michaela prawda
była wszystkim i był przerażony, w jaki sposób modernistyczni
pseudointelektualiści i im podobni przeniknęli do katolickich mediów, do
seminariów i wydawnictw i jak wprowadzano – na szkodę wiary – nową religię do
naszych kościołów i szkół. Był również przerażony tym, że wielu hierarchów na całym
świecie nie tylko pozwala owym „ekspertom” bez przeszkód rozpowszechniać ich
niszczycielskie teorie, gorzej nawet, że wielu aktywnie ich wspiera, a potępia
jako powodujących podziały tych katolików, którzy nie byli gotowi porzucić
wiary przodków.
Dla tych ludzi, którzy po
wprowadzeniu zmian w liturgii, jako tradycjonaliści poczuli się w swoich
parafiach bardzo osamotnieni, jego książki i płynąca z nich zachęta były jak
prawdziwa manna z nieba. Jego badania i przedstawianie faktów z dziedziny
liturgii i architektury rzucały ostre światło na sprawy, co do których wielu
„ekspertów” liturgicznych wolałoby, żeby zostały zachowane w tajemnicy. Wielu
zwykłym uczestnikom Mszy pozwoliło to – ujawniając płytkość i historyczną
ignorancję "postępowych modernistów” – wystąpić wobec swoich księży i
biskupów z racjonalnymi argumentami przeciwko nieuzasadnionym zmianom (co ich
nie ucieszyło). Fakt, że tradycyjna Msza święta znów coraz częściej odprawia
się w kościołach na całym świecie jest w dużej części zasługą Michaela, tego,
co głosił i jego przywództwa. Publikacje mające ożywczy wpływ na wiernych, zapewnienie
im edukacji w czasie, który rzeczywiście można nazwać jednym z ciemnych wieków
Kościoła, mogą być trwałym dziedzictwem ofiarowanym przez Michaela Kościołowi.
Na początku lat 70. XX w. Michael
miał już ustaloną reputację znakomitego obrońcy wiary i nawiązał przyjaźnie z
innymi wspaniałymi obrońcami tradycji katolickiej w świecie anglojęzycznym – ludźmi
takimi jak: mieszkający w Londynie o. Paul Crane SJ, twórca pisma „Christian
Order”; Hamish Fraser ze Szkocji, redaktor naczelny „Approaches”; Walter Matt z
USA, założyciel „The Remnant”. Ci trzej wydawcy stworzyli potężny triumwirat w
obronie katolickiej doktryny i tradycji i natychmiast rozpoznali w Michaelu pisarza
wartego uwagi. Przez blisko 35 lat bez przerwy publikował na łamach tych
czasopism, a jego teksty zawsze cieszyły się największym zainteresowaniem. Publicystyka
Michaela Daviesa przepojona była teologicznymi cnotami wiary, nadziei i
miłości. Był on obdarzony wspaniałą wiarą, niezachwianą nawet w najgorszych
chwilach; nigdy nie stracił nadziei, że tradycja powróci do naszych świątyń i, choć
wciąż krytykował reformy przynoszące Kościołowi katastrofalne skutki, nigdy nie
uciekał się do osobistych ataków na tych, którzy byli za to odpowiedzialni.
W połowie lat 70. XX w. pogłębił
się kryzys w Kościele. Prowadząc dogłębne badania dotyczące różnych
szczegółowych, nowo wprowadzanych kwestii, zgromadził olbrzymią liczbę danych
dotyczących soboru i tego, jak ogromna większość ojców soborowych została
oszukana na skutek planu realizowanego przez klikę europejskich biskupów i ich
doradców liturgicznych. W ten sposób narodziła się jego wielka trylogia Liturgical Revolution. Jej pierwszy tom
zatytułowany Cranmers’s Godly Order
(1976) dotyczył reformacji protestanckiej – co się dokonało i dlaczego do tego
doszło. Jego drugie dzieło Pope John’s
Council[1]
(1977) powstało z myślą, aby w sposób obiektywny i poparty dokumentacją
wyjaśnić fakt rozpadu Kościoła na Zachodzie oraz, że odpowiedzialność za to
ponoszą ci, którzy do własnych celów manipulowali II Soborem Watykańskim. W
trzecim tomie Pope Paul’s New Mass[2]
(1980) Michael szczegółowo przeanalizował rozwój rytu rzymskiego, przepisy
liturgiczne wydawane przez Rzym podczas i po soborze, modlitwy i rubryki nowej
Mszy oraz ukazał niszczycielski wpływ zmian na Kościół na całym świecie.
Pierwszą książkę z tego cyklu przesłał cenzorowi w swojej diecezji, aby uzyskać
imprimatur, ale spotkał się z odmową, pomimo że ten nie doszukał się w niej
błędów doktrynalnych. Odwołanie do własnego ordynariusza nie przyniosło żadnego
skutku. Nastawienie władz do każdego, kto odważył się kwestionować Vaticanum II
lub jego „owoce” było w przeważającej części wrogie. Po tej niesprawiedliwej
odmowie stwierdził, że kolejne próby uzyskania imprimatur dla jego książek nie
mają już sensu, ale wszystko co pisał było poddawane ocenie teologów i – w
razie potrzeby – korygowane. Książki Michaela pierwotnie ukazywały się w Augustine
Publishing Company, ale w 1984 r. powiedział mi, że wycofali je wszystkie „ze
względu na skargi dotyczące ich skrajnej wymowy”. Życzliwość Michaela była
bezgraniczna – wysyłał mi darmowe egzemplarze wszystkich swoich książek, gdy
tylko ukazywały się drukiem. W 1986 r. uczynił interesującą uwagę, mówiąc, że
nigdy nie zagląda do swoich książek po wydrukowaniu i że nawet nie czytał Pope Paul’s New Mass. Gdy tylko zakończył
pisanie książki natychmiast zaczynał pracę nad kolejną. Zdarzyło się, że pisał
trzy książki naraz.
W czasie pracy nad trylogią
„Litugical Revolution” – co samo w sobie było dużym obciążeniem – Michael
energicznie zaangażował się obronę abp. Marcela Lefebvre'a. W 1976 r. Catholic
Truth Society England and Wales opublikowało pamflet, w którym arcybiskup
został przedstawiony zdecydowanie fałszywie. Michael napisał do autora,
sugerując żeby albo udowodnił swoje zarzuty, albo się z nich wycofał, ale ten
odmówił. Stało się to przyczyną, dla której napisał broszurę zatytułowaną Archbishop Lefebvre – The Truth, która
cieszyła się dużym powodzeniem i była kilkakrotnie wznawiana. Jednak Michael zdecydował,
że jedynym sposobem, aby w pełni przedstawić prawdę o abp. Lefebvrze jest
napisanie apologii – została ona opublikowana w czerwcu 1979 r. przez wydawnictwo
Angelus Press jako Apologia pro Marcel
Lefebvre. Jak miało się później okazać, był to zaledwie pierwszy tom;
kolejne dwa ukazały się w sierpniu 1983 i kwietniu 1988 r. Jego dorobek wzbogacił
się również o prace poświęcone tak wielkim postaciom jak Jan Henryk kardynał
Newman (1978), papież św. Pius X (1983) czy św. Jan Fiszer (1998).
Podobny wyczyn byłaby ogromnym
obciążeniem dla autora utrzymującego się wyłącznie z pisania, ale Michael był
wówczas przede wszystkim młodym nauczycielem mającym rodzinę. Uczył w dzień, a pisał w nocy i w weekendy. Nie
można zapomnieć, że jego żona Maria odegrała istotną rolę we wspieraniu
wszystkich jego działań – Michael chętnie to przyznawał. W domu był tak zajęty
pisaniem, że Maria musiała zajmować się wszystkim innym. Posiłki musiały czekać
aż skończy jakiś ważny artykuł, a jego codzienne zajęcia zdawały się być
dostosowane do godzin działalności poczty. „Muszę zdążyć na pocztę!” – był to okrzyk, z którym codziennie wybiegał z
domu. Jego dom w Bromley w południowowschodnim Londynie stał się centrum ruchu
tradycjonalistycznego, gdzie gościło wielu przybyszów z całego świata, w tym
sporo księży i seminarzystów.
Zaskakujące – biorąc pod uwagę
trudności napotykane przez wielu innych katolickich nauczycieli głęboko
niezadowolonych z „nowej” wiary narzucanej Kościołowi i naszym szkołom – że we
własnej szkole Michael nie miał żadnych tego typu problemów. Maria Davies
wspominała, że był znakomitym nauczycielem i odczuwał przymus nauczania tego,
co sam wiedział. Dlatego jego książki są tak poczytne. Był bardzo dumny z tego,
że jest nauczycielem w szkole podstawowej i bez końca opowiadał o swoich
uczniach. Gniewało go, że uczył swoich uczniów tej samej wiary katolickiej,
którą poznał jako konwertyta, i którą umocniły w nim studia nauczycielskie, a
oni później idą do kolejnych szkół, gdzie uczą ich takiej wersji wiary katolickiej,
której on nie poznawał – wiary zeświecczonej, dostosowanej do ducha czasów i
rozwodnionej tak, by mogła zostać przyjęta przez wszystkich, a w rzeczywistości
odrzucanej przez większość. Choć kochał nauczać, to kiedy jego życie skupiło
się wokół pisarstwa zapragnął przejść na emeryturę. W lipcu 1994 r. napisał do
mnie, że „rozwiązanie problemu codziennego braku czasu znalazł w wyborze tego,
co bardziej go pociąga” i przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Powiedział, że jest
teraz biedny, ale szczęśliwszy.
Wraz z rosnącą sławą Michaela
wzrastały wymagania odnośnie jego czasu. Wszyscy chcieli uzyskać wypowiedź, zamówić
artykuł, zaprosić z wykładem, na wizytę zagraniczną lub po prostu żeby im
odpowiedzieć na list lub e-mail – a tych każdego roku otrzymywał tysiące. W
1980 r. wystąpił w telewizji w Stanach Zjednoczonych, gdzie dyskutował o sytuacji
Kościoła z ks. Josephem Champlinem z diecezji Syracuse, członkiem komisji
liturgicznej miejscowego episkopatu. Od tego czasu stał się chyba czołową osobą
z pośród świeckich w USA wypowiadających się na temat Kościoła. Amerykanie go
pokochali i odtąd był zapraszany coraz częściej. Jego sława w świecie rosła i
podróżował do wielu krajów europejskich, ale także do Indii, Australii Nowej Zelandii
a nawet do Nigerii, gdzie pomógł założyć tradycyjną parafię.
Św. Mateusz Ewangelista wspomina
słowa Pana Jezusa o tym, że nie możemy gromadzić naszych skarbów na ziemi, ale w
niebie. Gdzie twój skarb, tam jest i serce twoje. Było rzeczą oczywistą, gdzie jest
serce Michaela. W 1998 r. przyjaciel skarżył mu się na jedną z gazet, której
redakcja użyła jakichś jego fotografii nie pytając o zgodę. Michael odpisał:
"Nie powinieneś być
zaskoczony, że nie podzielam Twojego oburzenia. Uważam, że toczymy wojnę o
najważniejsze sprawy tego świata, że nasi wrogowie są (tutaj wymienił nazwisko
pewnego biskupa) z tego świata i że jeśli jakieś nasze teksty czy fotografie
mogą się przydać naszym sojusznikom, to powinniśmy się z tego cieszyć. Bez
zezwolenia cytowane były nie tylko obszerne fragmenty moich prac – nie byłem
informowany o całych książkach przy różnych okazjach przedrukowywanych lub
tłumaczonych na inne języki. Przez zupełny przypadek odkryłem, że w pewnym
kraju opublikowano w ten sposób pięć moich książek i około dziesięciu broszur. I
zawsze byłem rad, że moje teksty okazywały się użyteczne w walce o dobrą
sprawę”.
Michael naprawdę uważał, że to
nie my, jako pojedyncze osoby jesteśmy ważni, ale że najważniejsza jest
restauracja tradycyjnej liturgii, i że wszystkie nasze działania powinny być na
to ukierunkowane. Warto wspomnieć, jak sądzę, że Michael ze swojej twórczości czerpał
bardzo niewielkie dochody. Niestety, był zbyt ufny, a niektórzy wydawcy po
prostu wcale mu nie płacili, choć sprzedawali tysiące egzemplarzy jego książek.
W lutym 1997 r. powiedział, że pewien wydawca ogłosił bankructwo, ale
przestawił się na handel. Sprzedał ponad 70 tys. egzemplarzy książki Liturgical Shipwreck, a Michael nigdy nie
otrzymał z tego ani grosza. Godnym wspomnienia wyjątkiem jest wydawnictwo
Angelus Press, które zawsze skrupulatnie i regularnie wypłaca uzgodnione
tantiemy.
Czytelnikami książek Michaela
Daviesa było wielu duchownych. Jeden z biskupów powiedział mi, że postrzegał go
jako człowieka niezwykle prawego, przenikliwego i oddanego. Powiedział, że Michael
przez wiele lat działał w osamotnieniu i – szczególnie przez pisma dotyczące
Mszy – przyczynił się do zachowania w naszej świadomości, na pierwszym planie,
papieża św. Piusa V. Zakończył stwierdzeniem, że za jakiś czas pisma Michaela
ujawnią swoją prawdziwą wielkość. Inny z biskupów powiedział mi, że miał
nadzieję i modlił się, by móc się z nim z nim spotkać, lecz niestety, nigdy nie
miał ku temu okazji – a to właśnie Michael sprawił, że prawdziwie docenił
świętą liturgię.
W 1995 r. Michael Davies został
wybrany prezydentem Foederatio Internationalis Una Voce – dzięki temu
stanowisku zyskał większą rangę międzynarodową i znacznie wyższy „urzędowy”
status dający dostęp do najważniejszych watykańskich dykasterii. Na jego i tak
już obciążonych barkach spoczęły kolejne zadania, a przez większość kadencji
łączył obowiązki przewodniczącego, sekretarza i skarbnika. Stał się cenionym
gościem Kongregacji Nauki Wiary, Kultu Bożego i Komisji Ecclesia Dei. Wykonywał wielką pracę na rzecz ruchu Una Voce, ale
przyjmował także liczne zaproszenia do małych parafii, uznając to za rzecz
równie ważną jak zobowiązania międzynarodowe. Był uosobieniem dobroci i
cierpliwości wobec wszystkich, którzy pragnęli z nim rozmawiać, ale bardzo
krępowało go, gdy był komplementowany. Czuł się zawstydzony i zmieniał temat na
jakiś zupełnie inny, np. walijskie rugby (jego drugą religię). Ale na każdy
komplement całkowicie zasługiwał – był mistrzem, który wyszedł poza liturgiczny
chaos i przywrócił przejrzystość katolickiego nauczania dotyczącego liturgii,
doktryny oraz ponownej organizacji przestrzeni w kościołach. Właśnie dlatego liturgiczny
establishment darzył go tak wielką antypatią (nienawiścią?). Michael zawstydzał
ekspertów i doprowadzał do wściekłości tych biskupów, którzy niewolniczo
trzymali się ich dziwnych i zdumiewających teorii i którzy z ich rekomendacji
masowo wprowadzali zmiany liturgiczne i architektoniczne.
Na zebraniu Federacji Una Voce |
Sądzę, że to prawda, że Michael
Davies, będąc człowiekiem niezwykle podziwianym i szanowanym w świecie tradycyjnego
katolicyzmu, znanym i – być może wzbudzającym strach – w rzymskich
dykasteriach, był jednocześnie postacią stosunkowo mało rozpoznawalną dla tej
katolickiej większości, która w dalszym ciągu uczestniczyła w niedzielnej Mszy
w swoich parafiach. Jego wielkość zostanie w pełni doceniona
dopiero w czasach, gdy jego pisma zyskają uznanie jako fundament, próg startowy
zmartwychwstania i odrodzenia tradycyjnej liturgii i wiary Kościoła. Największym
hołdem, jaki możemy mu złożyć za pracę, którą wykonał dla nas i na rzecz
Kościoła, jest propagowanie jego dorobku. Tym członkom (Federacji Una Voce –
przyp. tłum), którzy nie mają żadnej z jego książek polecam trylogię Liturgical Revolution. Ci, którzy mają
jedną lub więcej, mogą spróbować przekonać duchownych pracujących w ich
parafiach do lektury jednej z nich.
Pod koniec 2002 r. u Michaela zdiagnozowano raka, ale
bardziej go to zirytowało niż przestraszyło. Radośnie oświadczył mi, że jeśli
ból stanie się zbyt silny, to po prostu zacznie pić więcej whisky – napoju,
którym często cieszył się w nadmiarze. Choroba poważnie osłabiła siły Michaela,
ale nie umniejszyła jego determinacji; niemniej sprawiła, że na pracy mógł
koncentrować się zaledwie przez około dwie godziny dziennie. Nie chciał dać się
pokonać – w jego biurze stało małe łóżko, na którym mógł odpocząć. Desperacko
pragnął zaktualizować swoją wielką trylogię traktującą o liturgii i aż do samej
śmierci pracował nad Pope John’s Council
– zmarł nagle na atak serca 25 września 2004 r.
Dziedzictwo Michaela, to, co
składa się na ogromną spuściznę, którą nam zostawił – siedemnaście książek oraz
wiele broszur różnej objętości – stanowi dorobek prawdziwie katolickiego
geniusza, który będzie oświecać, wychowywać i podtrzymywać w wierze katolików
przyszłych pokoleń. Jest to właściwy dla naszych czasów środek przeciwko
skupieniu na samych sobie i własnych potrzebach, przeciwko powierzchownym
złudzeniom ludzi, których idee zostały potępione przed ponad stu laty przez
papieża św. Piusa X w encyklice Pascendi dominici
gregis. Wielkość Michaela Daviesa zostanie w pełni doceniona dopiero w czasach,
w których jego pisma, zwłaszcza dotyczące Mszy św., zostaną rozpoznane jako
istotny wkład w odrodzenie i restaurację tradycyjnej liturgii i wiary Kościoła.
Ogłoszenie motu proprio Summorum Pontificum na nowo rozpaliło
debatę o liturgii i coraz wyżsi hierarchowie Kościoła wspierają zamysł ponownej
analizy błędnej polityki lat 60 i 70. XX w. Niedawne wznowienie przez Angelus
Press wielkiej trylogii Michaela pt. „Liturgical Revolution” (Cranmer’s
Godly Order, Pope John’s Council, and Pope Paul’s New Mass)
nastąpiło w znakomitym momencie, stanowi cenny wkład w tę debatę i z pewnością
zainteresuje nowych czytelników, którzy nie mają bezpośredniej wiedzy o czasach
II Soboru Watykańskiego i którzy docenią jego diagnozę dotyczącą narzuconych
zmian, oraz błędnego i fałszywego nauczania, które do tego doprowadziło. Michael
powiedział swojej rodzinie, że gdyby miał być dzięki czemuś zapamiętany, to
chciałby, żeby to była jego trylogia. Te trzy książki zasługują, by zajął
poczesne miejsce w bibliotekach wszystkich katolickich seminariów duchownych.
Być może największym hołdem, jaki możemy złożyć Michaelowi Daviesowi za jego
służbę Kościołowi – my, którzy posiadamy jedną lub więcej jego książek – to
sprawić by jego nazwisko stało się znane wśród tych, którzy dotąd nie zetknęli
się z jego dorobkiem. Jeśli nasze pragnienie przywrócenia starożytnej liturgii
naszym kościołom jest rzeczywiście poważne, to musimy podjąć apostolat polegający
na przekonaniu naszych proboszczów do lektury trylogii o rewolucji
liturgicznej, bo to może przynieść niezwykłe owoce.
Być może ogłoszenie przez papieża
Benedykta XVI motu proprio Summorum
Pontificum w lipcu 2007 r. było największym zadośćuczynieniem za nieustanne
publiczne wsparcie, którego Michael, w obliczu wielkiego sprzeciwu, udzielał
kardynałowi Josephowi Ratzingerowi. Łączyła ich relacja oparta na wzajemnym
zaufaniu; we wrześniu 2004 r., po śmierci Michaela, Jego Eminencja przesłał
Latin Mass Society list, w którym wyrażał uznanie dla niego:
„Głęboko poruszyła mnie wiadomość
o śmierci Michaela Daviesa. Miałem szczęście spotkać go kilka razy i widziałem
w nim człowieka głębokiej wiary, gotowego do przyjęcia cierpienia. Od czasów II
Soboru Watykańskiego włożył całą swoją energię w służbę wiary i zostawił nam
ważne publikacje, zwłaszcza o świętej liturgii. Mimo że w swoim czasie cierpiał
od Kościoła na różne sposoby, to pozostał człowiekiem Kościoła. Wiedział, że Pan
założył Swój Kościół na skale Piotra i że wiara może znaleźć swoją pełnię i
dojrzałość tylko w jedności z jego następcą. Dlatego możemy być pewni, że Pan
szeroko otworzył przed nim bramy niebios. Powierzamy jego duszę Bożemu
miłosierdziu" (kard. Joseph Ratzinger, 9
listopada 2004 r.).
Leo
Darroch
tłum.
Jakub Pytel