W 1996 roku, grupa przyjaciół poszła na obiad przy Kolegium Czeskim w Rzymie. Jeden z kapłanów, sprawujący Mszę według nowego rytu, został wprawiony w zdumienie. Napisał on artykuł, w którym omówił pewne aspekty reformy liturgicznej. Jego zakłopotanie wynikło z faktu, iż, czego nie potrafił zrozumieć, jego artykuł został zaatakowany przez tradycjonalistów. Tradycjonalistyczny seminarzysta powiedział mu: "Zgadzamy się, że trzeba coś zrobić z liturgią, ale nie zgadzamy się w kwestii tego, co powinno być zrobione". Tradycjonaliści i neokonserwatyści często stanowią dla siebie zagadkę, czego przyczyną jest relacja, jaką te nurty mają względem tradycji kościelnej.
Pojęcie "tradycjonalizmu" ma dwa różne znaczenia. Pierwszym jest potępiona przez Kościół herezja, umniejszająca wartość ludzkiego poznania, i traktująca ludzką tradycję jako jedyny pewnik dla poznania prawdy i zyskania pewności. Zaprzecza ona możliwości rozumowego poznania prawdy, a w efekcie twierdzi, że prawda może być pozyskana wyłącznie poprzez tradycję. Jest to podejście odmienne od obecnego ruchu w Kościele, który jasno uznaje zdolność rozumu do poznania prawdy, ale który też widzi dobro tradycji Kościoła, i chciałby widzieć ją przywróconą.
Z drugiej strony pojęcie "neokonserwatysty" odnosi się do tych, którzy są uważani za bardziej konserwatywnych członków Kościoła. Częściej niż rzadziej zajmują oni ortodoksyjne pozycje, ale nie utrzymują, iż jest ściśle koniecznym ponowne połączenie z kościelną tradycją. Użycie przedrostka "neo" wskazuje na to, że nie są oni tacy, jak konserwatyści we władzach Kościoła tuż przed, w trakcie i po Soborze Watykańskim II. Obecni konserwatyści, a więc neokonserwatyści, różnią się o tyle, iż dawniej konserwatyści usiłowali zachować istniejące tradycje kościelne, które zostały ostatecznie zagubione.
Oczywiście, wszystkie te etykiety są w pewnym stopniu nieadekwatne, ale odkąd są stosowane w obecnym klimacie kościelnym, będziemy je tu używać aby zaznaczyć pewne teologiczne i filozoficzne stanowiska. Trzeba jednakże zaznaczyć, że pojęcie "liberalny" jest często mylące. Wielu "liberałów" jest w rzeczywistości nieortodoksyjnymi. Nie wierzą, w to co wierzy Kościół. Uzasadnione jest bycie liberałem tylko i wyłącznie przy utrzymaniu całego autentycznego nauczania Kościoła, przy luźniejszej postawie w kwestiach dyscypliny czy przepisów. Często jednak liberalizm jest po prostu określeniem nieortodoksji.
W klasycznych teologicznych
instrukcjach, podręcznikach i katechizmach, słowo "tradycja" otrzymywało
dwa znaczenia. Pierwsze pochodziło od łacińskiego "tradere" -
"przekazać". W tym ujęciu, tradycja oznacza wszystko co jest
przekazywane z jednego pokolenia, na następne. Obejmuje to wszystkie boskie prawdy, w tym Pismo Święte, które Kościół przekazuje kolejnym
pokoleniom.
Drugie, bardziej ograniczone znaczenie tradycji, odnosi się podwójnego podziału w obrębie tego, co zostało przekazane, ale nie zapisane. W tym przypadku, Pismo Święte jest różne względem tradycji, gdzie tradycja, w ściślejszym znaczeniu, odnosi się to tych nienapisanych rzeczy, które zostały przekazane. Tradycja w ów zawężonym znaczeniu jest wtedy podzielona na boską tradycją, i tradycję kościelną. Dalej tradycja boska dzieli się na otrzymaną bezpośrednio od naszego Pana, gdy przebywał On na ziemi, i tradycję apostolską - przekazaną poprzez Apostołów, z inspiracji Ducha Świętego.
Boska tradycja to Tradycja stanowiąca jedno ze źródeł Objawienia, jest źródłem naszej wiedzy dotyczącej rzeczy, które Bóg objawił człowiekowi. Oznacza to, że tradycja boska jest nieodłączną częścią Depozytu Wiary, który zawiera wszystkie objawione w boski sposób prawdy konieczne do zbawienia, i przekazane przez Kościół w nieprzerwanej tradycji. Od kiedy jest ona nieodłączną częścią depozytu Wiary, tradycja ta jest Tradycją, której głównymi przykładami są Magisterium Kościoła i sakramenty, ustanowione przez Jezusa Chrystusa oraz przekazywane nam aż do końca świata.
Drugie, bardziej ograniczone znaczenie tradycji, odnosi się podwójnego podziału w obrębie tego, co zostało przekazane, ale nie zapisane. W tym przypadku, Pismo Święte jest różne względem tradycji, gdzie tradycja, w ściślejszym znaczeniu, odnosi się to tych nienapisanych rzeczy, które zostały przekazane. Tradycja w ów zawężonym znaczeniu jest wtedy podzielona na boską tradycją, i tradycję kościelną. Dalej tradycja boska dzieli się na otrzymaną bezpośrednio od naszego Pana, gdy przebywał On na ziemi, i tradycję apostolską - przekazaną poprzez Apostołów, z inspiracji Ducha Świętego.
Boska tradycja to Tradycja stanowiąca jedno ze źródeł Objawienia, jest źródłem naszej wiedzy dotyczącej rzeczy, które Bóg objawił człowiekowi. Oznacza to, że tradycja boska jest nieodłączną częścią Depozytu Wiary, który zawiera wszystkie objawione w boski sposób prawdy konieczne do zbawienia, i przekazane przez Kościół w nieprzerwanej tradycji. Od kiedy jest ona nieodłączną częścią depozytu Wiary, tradycja ta jest Tradycją, której głównymi przykładami są Magisterium Kościoła i sakramenty, ustanowione przez Jezusa Chrystusa oraz przekazywane nam aż do końca świata.
Tradycja kościelna obejmuje wszystkie rzeczy, które nie zawierają się w Depozycie Wiary,
ale które są dziedzictwem i owocem pracy minionych pokoleń, łaskawie
przekazanym poprzez Kościół, dla ich dobra - pokoleniom następnym.
Tradycja kościelna nie należy do Depozytu Wiary, a jej przykładami są
dyscyplina ustalona w prawie kanonicznym, lub też zwyczajne, nie
nieomylne nauczanie Kościoła. Zawierają się w tym rzeczy takie jak
adhortacje i encykliki w których nie skorzystano z nieomylności
papieskiej, tak jak gdy na przykład papież Leon XIII w encyklice
"Immortale Dei" dowodzi, iż Kościół jest społeczeństwem doskonałym.
Ponieważ
to sam Bóg powierzył Depozyt Wiary Kościołowi katolickiemu, Kościół
katolicki jest w swej istocie tradycyjny. Odkąd wszyscy ludzie ze swej
natury pożądają wiedzy, Kościół może pomóc tylko poprzez rozwój
kościelnej tradycji. Otrzymując Depozyt Wiary, człowiek w sposób
naturalny zaczął go rozważać, co zaowocowało jego lepszym zrozumieniem.
To zrozumienie zostało następnie przekazane. A to oznacza także, iż sam
Kościół przekazał ocenę Depozytu w swoim nauczaniu, i nauczanie to
stało się częścią kościelnej tradycji. Tak więc tradycja kościelna
formowała się z biegiem czasu, poprzez dwadzieścia wieków życia
Kościoła. To także jest przyczyną, dla której trzeba rozróżnić pomiędzy
tym, co zawiera się w Depozycie, a co jego częścią nie jest. Czasami
Kościół przekazuje ocenę Depozytu Wiary, aby dla dobra Kościoła jaśniej
przedstawić zawartą w nim naukę, jak miało to np. miejsce gdy Pius IX
ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Inne
akty Magisterium są luźno związane z Depozytem Wiary, i niekoniecznie do
niego bezpośrednio nawiązują, ale mogą się w jakiś sposób z nim łączyć.
Odnosi się to zarówno do zwykłego nauczania Kościoła, jak i kwestii
związanych z dyscypliną. W każdym bądź razie więcej rzeczy zawiera się w tradycji kościelnej, niż w samym tylko nauczaniu Magisterium.
Pierwszą
był sam Depozyt Wiary. Katolicy wykorzystywali nauczanie zawarte w
Depozycie Wiary do rozwoju szkół duchowości, kościelnej dyscypliny i
prawodawstwa, tak samo jak wszystkich innych rzeczy związanych z
kościelną tradycją. Ponieważ nauczanie Chrystusa musi rządzić życiem
Kościoła, było koniecznym, aby każda prawdziwa część kościelnej tradycji
(np. prawo kanoniczne) była zgodna z tym nauczaniem. Wszystko co było
niezgodne z nauczaniem zawartym z Depozycie Wiary sprowadzało na Kościół
wielkie nieszczęścia, ale z biegiem czasu zostało wyplenione z jego
życia. Mamy tu na myśli tych, którzy rozwinęli własne nauczanie
(herezje), duchowość i zwyczaje, będące zaprzeczeniem nauczania
Kościoła.
Druga zasadą była natura człowieka. Samo Pismo Święte mówi bardzo wiele o człowieku i w miarę jak systemy filozoficzne rozwijały rozumienie ludzkiej natury, zwłaszcza w okresie średniowiecza, tradycja kościelna bazowała na znajomości tej natury. Dodatkowo wiedziano, iż to była skażona natura, dotknięta grzechem pierworodnym, tak więc tradycja była stworzona aby wspomóc człowieka w jego kondycji. I tak na przykład, wiele szkół duchowości i reguły zgromadzeń zakonnych były tworzone z myślą o pomocy człowiekowi w pokonaniu jego skłonności do samowoli i zmysłowości, w celu jego skierowania ku ideałom nauczanym w Depozycie Wiary. Tworzącymi tradycję byli często święci, prowadzeni i wspomagani boską pomocą w ustanawianiu pewnych obyczajów czy innych elementów tradycji przekazanych następnym pokoleniom. Tradycja stała się formą wspaniałej spuścizny i dziedzictwa wszystkich katolików.
W
miarę rozwoju modernistycznego kryzysu, pod wpływem nowoczesnej filozofii, tradycja zaczęła się z kilku powodów rozpadać. Pierwszym była
zmiana spojrzenia na ludzką naturę. Wraz z atakiem racjonalizmu, następnie empiryzmu, a
potem kantyzmu i innych nowinek odnoszących się do ludzkiej natury,
tomistyczna, a więc realistyczna wizja człowieka została wyparta. Na
początku doszło do tego poza Kościołem, w którym była ona utrzymywana w
stanie nienaruszonym za sprawą nauczania, prezentującego właściwy obraz
człowieka. Nie posiadający intelektualnego dziedzictwa protestanci
szybko ulegli wpływom nowoczesnych filozofii. Wraz z rozprzestrzenieniem
się w Kościele modernistycznego kryzysu oraz wzrostem ciekawości i
fascynacji nowoczesną filozofią, wizja człowieka jaką posiadali katolicy
zaczęła ulegać zmianie w drugiej połowie XIX, i podczas XX wieku.
W tym samym czasie, gdy upadło intelektualne wsparcie dla tradycji, pod naporem współczesnej filozofii w umysłach intelektualistów rozwinął się immanentyzm. Immanentyzm to filozofia głosząca, iż wszystko co ważne zawarte jest w jednostce, a jednostka staje się miarą według której dokonuje się oceny. Według immanentyzmu świat zewnętrzny nie jest ważny, z wyjątkiem gdy jest on przedłużeniem wyrażania się nas samych. Naprawdę jest ważne to co w nas. Immanentyzm wyszedł z wielu źródeł, z których trzy odgrywają szczególne znaczenie:
Pierwszym
był Kant, który poprzez stworzoną na gruncie kartezjańskiego i
empirycznego sceptycyzmu względem zmysłów epistemologię, pozostawił
człowieka zamkniętym w jego umyśle. To oznaczało, że wszystko znajdowało
się w jednostce lub w jej umyśle, w konsekwencji ludzkie doświadczenia
były immanentne - pozostające wewnątrz niego.
Drugim
źródłem immanentyzmu było umiejscowienie doświadczenia teologicznego w
obrębie emocji. Zostało to rozwinięte przez Friedricha Scheiermachera.
Religia dla niego była po pierwsze wyrażeniem pobożności, a tą można
było znaleźć tylko wśród emocji. Religia nie mogła być zaspokojona
metafizycznymi rozprawami i analizami - czyli poprzez racjonalne
podejście - ale raczej musiała być czymś emocjonalnym. Od momentu
spojrzenia na pobożność i doświadczenie religijne jako coś istniejącego w
obrębie jednostki, poprowadziło to ku immanentyzacji religii. Często
możemy dostrzec tę immanentyzację dzisiaj; ludzie oczekują liturgii
dostosowanej do ich stanów emocjonalnych, zamiast dostosowania siebie do
obiektywnego kultu, który z kolei kieruje się w stronę Boga.
Nowoczesna myśl z upartością uważa pojęcie immanencji za podstawę uprawiania filozofii; tak więc jeśli pośród teraźniejszych idei istnieje jedyna, która wyznacza definitywny postęp, to jest właśnie ta, doskonale prawdziwa u swych podstaw, głosząca że nic nie może trafić to ludzkiego umysłu co z niego nie wyszło, czego koniecznym rozwinięciem jest, że nie ma niczego w historii, w tradycji czy obowiązkach, co ma znaczenie dla człowieka, a pochodziłoby spoza niego.
Dla
Blondela wyłącznie rzeczy, które wyszły z człowieka i które są dla
niego immanentne, mają jakiekolwiek znaczenie. Żadna tradycja, ani
historia nie mają jakiegokolwiek znaczenia dla jego intelektualnych
przemyśleń, z wyjątkiem pochodzących w jakiś sposób od niego samego.
Te
trzy źródła immanentyzmu, wpływające na Kościół podczas gaśnięcia
intelektualnej fazy modernizmu w latach 50tych i na początku lat 60tych,
dostarczyły fundamentu pod, będące normą, psychologiczne zerwanie z
tradycją. Jak zauważa Peter Bernardi, Blondel "działał w czasie gdy
Kościół zaczął dopiero zdawać sobie sprawę z pewnego zerwania we własnej
tradycji." Działalność Blondela i napływ innych nowoczesnych prądów
filozoficznych, będących zaprzeczeniem kościelnej tradycji, miały
drastyczny wpływ na Sobór Watykański II. W momencie jego zwołania,
intelektualna podstawa dla odrzucenia wszystkich aspektów kościelnej
tradycji była już gotowa.
W skrócie;
Blondel i inni, będąc pod wpływem nowoczesnej filozofii uważali, że
współczesny człowiek nie mógł być zaspokojony starymi sposobami
myślenia. Dostarczyli oni intelektualnych podstaw, dzięki którym Kościół, z
Soborem będącym tu katalizatorem, mógł "ulepszyć" się, przejść
"aggiornamento". Wraz z wyparciem podstaw tradycji, tradycja została
zagubiona. Innymi słowy, ze zmianą spojrzenia na człowieka i
uczynieniem Depozytu Wiary przedmiotem nowoczesnych rozważań, tradycja
mająca na nich oparcie, uległa zniszczeniu. Żyjemy teraz w momencie
pełnowymiarowych efektów tego zniszczenia. Katolicy mają dzisiaj obsesję
na punkcie "tu i teraz", czego konsekwencją jest traktowanie tradycji
kościelnych już nie tylko jako czegoś nieistotnego; nie ufa się im, a
czasami się je nawet demonizuje.
Miało to kilka
następstw. Pierwszym jest fakt, iż rzeczy przynależące do tradycji, a
nie wchodzące w skład tradycji apostolskiej, są ignorowane. Przejawia
się to w tym, iż niektóre dzisiejsze dokumenty kościelne nie mają
żadnego odniesienia do pozycji utrzymywanych przez Magisterium przed
Soborem Watykańskim II. Dla przykładu, w soborowym dokumencie Unitatis
Redintegratio na temat ekumenizmu, nie ma ani jednej wzmianki o dwóch
wcześniejszych dokumentach, które zajmowały się ruchem ekumenicznym i
innymi religiami; Satis Cognitum Leona XIII i Mortilium Animos Piusa XI.
Podejście względem ekumenizmu i innych religii zaprezentowane w tych
dokumentach różni się fundamentalnie od podejścia dokumentów Soboru
Watykańskiego II i Unum Sint papieża Jana Pawła II. Podczas gdy
Magisterium może zmienić nauczanie w zakresie nie nieomylnego zwykłego
nauczania, wydając orzeczenie w tych konkretnych przypadkach, ma
obowiązek, wynikający z cnoty roztropności, ukazać poprzez omówienie obu
dokumentów, dlaczego wcześniejsze nauczanie było błędne, albo dlaczego
teraz jest odmiennie interpretowane. Tak się jednakże nie stało. Od
czasu Soboru Watykańskiego II Magisterium często ignoruje wcześniejsze
dokumenty, mogące się jawić w opozycji do obecnego nauczania,
zastawiając wiernym wydedukowanie zgodności obu, tak jak ma to miejsce w
przypadku Mortalium Animos oraz Ut Unum Sint. Prowadzi to do
zamieszania i konfliktu wewnątrz Kościoła, jednocześnie wywołując
wrażenie zaprzeczenia wcześniejszemu nauczaniu, bez podania
wytłumaczenia, czy uzasadnienia.
Dodatkowo,
problem nie tylko dotyczy respektowania Magisterium wcześniejszego
względem Soboru Watykańskiego II, ale nawet Magisterium po nim. I tak na
przykład Kongregacja Doktryny Wiary w wydanej w 1974 roku "Deklaracji o
niektórych zagadnieniach etyki seksualnej" w sprawie masturbacji
dowodzi: "(...) bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie
władz seksualnych poza prawidłowym pożyciem małżeńskim w sposób
istotny sprzeciwia
się ich celowości.". Sformułowanie to wskazuje, iż bez względu na
intencje czy motywy, akt ten jest poważnie niemoralny. Natomiast
definicja podana w Katechizmie Kościoła Katolickiego zdaje się
dopuszczać różne intencje, dzięki którym akt ten jest, albo nie jest
zły: “Masturbationis nomine intelligere oportet voluntarium
organorum genitalium excitationem, ad obtinendam
ex ea veneream voluptatem” ("Przez masturbację należy rozumieć
dobrowolne pobudzanie narządów płciowych w celu uzyskania przyjemności
cielesnej.") Końcowa część definicji zawiera więc w akcie masturbacji efekt końcowy - "uzyskanie przyjemności cielesnej". Wygląda to na sprzeczność z zarówno wcześniejszym nauczaniem Kościoła, jak i nauczaniem Kongregacji Doktryny Wiary. Jeśli ktoś nie robi tego dla przyjemności, czy to oznacza, że nie jest to masturbacją? Na przykład, jeśli ktoś popełni ten akt w celu zbadania płodności, czy jest to uzasadnione? Ktoś mógłby tłumaczyć, że zrobienie tego dla przyjemności jest przypadkiem masturbacji, ale jest to przecież definicja którą Kościół zawsze podawał. Z pewnością ten przykład ukazuje, jak nieostrożne stało się Magisterium w swoich teologicznych wypowiedziach.
Takie zachowanie,
połączone z nowoczesnym filozoficznym wtargnięciem w intelektualne życie
Kościoła, i wynikająca z tego zła teologia, doprowadziły to swoistego
"magisterializmu". Magisterializm jest obsesją na punkcie nauczania
należącym tylko do obecnego Magisterium. Odkąd tradycja została obalona,
a Watykan wydaje dokumenty nie nawiązujące do wcześniejszych orzeczeń,
wielu zaczęło ignorować wcześniejsze nauczanie, i słucha wyłącznie
obecnego Magisterium.
Problem
pogarszają obecne uwarunkowania historyczne. W miarę rozpadu środowiska
teologicznego przed, w czasie i po Soborze Watykańskim II, ci, którzy
uważali siebie za ortodoksyjnych byli posłuszni i intelektualnie
podlegli względem Magisterium, ci zaś co się nie zgadzali, nie byli
ortodoksyjni. Sama zaś ortodoksja, z wierności Pismu Świętemu, tradycji
oraz Tradycji stała się stanem psychologicznym, w którym podąża się
wyłącznie za obecnym Magisterium.
W
ten nurt myślenia wpadli neokonserwatyści. Jedynym wyznacznikiem, według
którego mierzą ortodoksję jest podążanie (lub nie) za obecnym
Magisterium. Tradycjonaliści, w ogólnym ujęciu, są zaś ortodoksyjni w
tym sensie, że są posłuszni obecnemu Magisterium, nawet jeśli nie
zgadzają się z pewnymi sprawami dotyczącymi dyscypliny, albo gdy z
rezerwą podchodzą do pewnych aspektów obecnego nauczania, które zdają
się zaprzeczać wcześniejszemu Magisterium (np. rola ruchu
ekumenicznego). Nie traktują jednak jako normy wyłącznie obecnego
Magisterium. Pismo Święte, tradycja, Tradycja i obecne Magisterium są
dla nich wyznacznikami oceny w duchu właściwego katolickiego myślenia.
Oto co odróżnia tradycjonalistów i neokonserwatystów.
Nieuchronnie,
magisterializm doprowadził do pewnej formy pozytywizmu. Ponieważ nie
istnieją inne zasady oceny niż obecne Magisterium, wszystko co ono mówi
jest zawsze "ortodoksyjne". Innymi słowy, neokonserwatyści znajdują się w
punkcie, gdzie ani Tradycja, ani tradycja kościelna nie służą do
ustalenia czy coś jest ortodoksyjne, czy też nie. W konsekwencji,
cokolwiek wychodzi z Watykanu, bez względu na autorytatywną wagę, musi
być zachowane, nawet jeśli zaprzecza czemuś, czego nauczano z
porównywalnym autorytetem w przeszłości. Ponieważ nie nieomylne zwykłe akty
Magisterium mogą być błędne, przyjmując wyłącznie orzeczenia obecnego
Magisterium można znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji. Podczas gdy
mamy z wiarą przyjmować nawet nie nieomylne nauczanie Kościoła, cóż
możemy uczynić, gdy orzeczenia Magisterium zaprzeczają innym wydanym
obecnie, lub w przeszłości, a żaden nie posiada większej rangi od
drugiego? Jest zbyt dużym uproszczeniem powiedzenie, że mamy podążać za
obecnym nauczaniem. Co stałoby się, jeśli w czasie kryzysu, jak ten w
którym żyjemy, nie nieomylne nauczanie zaprzeczyło czemuś, co w istocie
było prawdą? Jeśli część Magisterium zaprzecza innej jego części, a obie
mają tą samą rangę, której należy wierzyć?
Niestety, doszło do tego,
że wielu neokonserwatystów zachowywało się tak, jakby nie nieomylne
zwykłe nauczanie Kościoła (jak na przykład rola inkulturacji w liturgii,
jak to wyłożono w Katechizmie Kościoła Katolickiego) były w
rzeczywistości nieomylne z chwilą ogłoszenia przez obecne Magisterium.
Jest to pozytywistyczna mentalność. Liczne rzeczy, które robią
neokonserwatyści są efektem przyjęcia reguł, których nie do końca, lub
nie wystarczająco oni rozważyli. Wielu z nich zaprzeczyłoby takiemu
opisowi, ponieważ w rzeczywistości intelektualnie nie przyjmują tego, co
w rzeczywistości jest ich praktyczną postawą.
W
miarę postępów pozytywizmu i magisterializmu tradycja nie była już
dłużej miarą oceny tego, co powinno i czego nie powinno się robić, a
neokonserwatyści zaakceptowali pogląd, iż Kościół musi dostosować się do
współczesnego świata. Tak więc zamiast pomocy światu w dostosowaniu się
do nauki Kościoła, doszło do odwrotnego zjawiska. Doprowadziło to do
nadmiernego skupienia się się na stosowaniu politycznej poprawności w
świeckich kwestiach. Zamiast pewnej nieufności względem świata - do
której nawołuje nas Chrystus - wielu kapłanów będzie używało ambony
wyłącznie o tyle, o ile nie przysporzy to kłopotów. Dla przykładu - jak
wielu księży jest skłonnych nauczać przeciwko antybiblijnemu
feminizmowi? W rzeczywistości przyjęli oni immanentne, często
emocjonalne spojrzenie na to, co powinno się robić. W połączeniu z
polityczną poprawnością, ubezwłasnowolniło to kościelne władze w obliczu
świata i w obrębie samego Kościoła, gdzie proces immanentyzacji, ze
swoim płynnym rozumieniem ludzkiej natury cierpiącej w skutek grzechu
pierworodnego, poważnie naruszył dyscyplinę. Nawet ci, starający się
utrzymać ortodoksję, przywykli do rozmiękczonej dyscypliny, co dobrze
współgra z upadłą naturą, a czego efektem jest niechęć do rezygnacji z
obecnego sposobu życia i konsekwentna niechęć neokonserwatystów by
korzystać z autorytetu - co jest oczywistym efektem braku chęci zmiany
nastawienia, nieodzownej dla zmian.
Wszystko
to wspomniane wyżej zaowocowało noekonserwatywnym odrzuceniem tradycji
będącej normą. Oto powód dla którego nawet w "dobrych" seminariach,
prawie nigdy nie naucza się duchowego dziedzictwa świętych. Co więcej,
jest to przyczyną, dla której neokonserwatyści zdają się nie rozumieć
prawdziwego znaczenia tradycji. Ponieważ nie jest dla nich ważna jako punkt
odniesienia, nie są oni w stanie o niej poważnie rozmawiać. W
rzeczywistości, ignorują tradycję niemalże tak samo, jak "liberałowie".
Jeśli nawet neokonserwatyści wyrażają pragnienie aby tradycję
przywrócić, i podążać za nią, rzadko to czynią gdy trzeba podjąć
konkretne decyzje.
Tak
oto staje się jaśniejszym, dlaczego pomiędzy neokonserwatystami i
tradycjonalistami istnieje pewna psychologiczna podejrzliwość; wynika
ona z zupełnie odmiennych perspektyw. Neokonserwatyści przyjęli
psychologicznie, lub bezwarunkowo, że tradycji nie można wierzyć,
podczas gdy tradycjonaliści trzymają się tradycji jako pewnego dobra,
czegoś co jest owocem mądrości, oraz pracy świętych i Kościoła poprzez
dzieje. Z tego powodu, fundamentalna różnica pomiędzy neokonserwatystami
i tradycjonalistami polega na tym, że neokonserwatyści widzą przeszłość
dzisiejszymi oczami, podczas gdy tradycjonaliści widzą teraźniejszość
poprzez oczy przeszłości. Z historycznego punktu widzenia, "mens
ecclesiae" - myśl Kościoła, wyrażała się poprzez tradycję. Kościół,
otrzymujący swoją naukę z przeszłości, a dzieła świętych i wcześniejsze
Magisterium poprzez tradycję, zawsze widział teraźniejszość oczami
przeszłości. Oglądał teraźniejszość nie jak będący pod wpływem
nowoczesnej filozofii człowiek, ale oczami swojego Pana, który przekazał
swoją naukę podczas ziemskiego życia (w przeszłości). Tylko w czasach
Chrystusa było możliwe, aby rzeczywiście spojrzeć w przeszłość
ówczesnymi oczami teraźniejszości, ponieważ Chrystus był wypełnieniem
przeszłości. Lecz odkąd dzieło Chrystusa stało się częścią historii, a
On wstąpił do Nieba, musimy zawsze spoglądać na Chrystusa, i na naszą
tradycję, aby rzeczywiście zrozumieć teraźniejszość.
Ta
fundamentalna zmiana w perspektywie pozostawiła tradycjonalistów w
poczuciu, że walczą oni dla dobra tradycji bez pomocy, często
komplikującego sprawy, obecnego Magisterium. Z liturgicznego punktu
widzenia tradycjonaliści oceniają Novus Ordo w świetle Mszy Piusa V,
neokonserwatyści zaś oceniają Mszę Trydencką, jak się ją nazywa, w
świetle Novus Ordo. Jest to owoc heglizmu, który głosi że przeszłość
jest zawsze rozumiana w świetle teraźniejszości, a teza i antyteza
znajduje rozwiązanie w syntezie. Spojrzenie to prowadzi do mentalności,
według której nowsze jest zawsze lepsze. Synteza jest lepsza niż teza,
czy antyteza wzięte osobno. Dzisiejsza mentalność głosi, iż "ponieważ
jest to teraźniejszość (heglizm), i ponieważ to wyszło od nas
(immanentyzm), musi to być lepsze."
Co więcej, głęboka miłość neokonserwatystów względem
Kościoła, i ich silne przywiązanie do Magisterium powodują, że rzeczą
nie do pomyślenia jest dla nich, iż Kościół mógłby się potknąć, nawet w
kwestii dyscypliny. Jak ojciec kochający córkę, i dlatego mający
trudność z wyobrażeniem sobie jej robiącej coś złego, neokonserwatyści
mają trudność ze zrozumieniem, że Duch Święty nie udziela nieomylności w
kwestiach dyscypliny, czy nie nieomylnego nauczania. Tradycjonaliści,
konfrontując się z kryzysem w Kościele wiedzą, że coś, gdzieś poszło
źle. W konsekwencji, jak sądzę, trzeźwiej oceniają czy w danym przypadku
Kosciół korzysta ze swej nieomylności. W połączeniu z oglądaniem
teraźniejszości oczami przeszłości, pomaga to tradycjonalistom dostrzec,
że to teraźniejszość, a nie przeszłość, musi się tłumaczyć.
Dominacja
heglizmu i immanentyzmu doprowadziła także do formy zbiorowej,
kościelnej amnezji. We wczesnych latach 60-tych istniało pokolenie, któremu
przekazano całą, ciągle żywą tradycję. Jednakże będąc pod
wpływem wspomnianych wcześniej błędów, pokolenie to zdecydowało nie
przekazać żyjącej tradycji, w całości, swoim następcom. Tak więc w ciągu
jednego pokolenia tradycja praktycznie zamarła. Do końca lat 60-tych i z
początkiem lat 70-tych, katolicka formacja seminaryjna i uniwersytecka
wyzbyła się rzeczy będących częścią kościelnej tradycji. Gdy minione
pokolenie obrało ten kurs, tradycja nie została przekazana, tak więc ci
przez nich wykształceni (obecne pokolenie), zostali wciągnięci w
kolektywną amnezję dotyczącą swojego dziedzictwa.
Kolejnym
efektem tego co rozważyliśmy jest fakt, że żadne wcześniejsze nauczanie
nie pozostało nienaruszone. Odnosi się wrażenie, że w ciągu ostatnich
40 lat wydano więcej dokumentów, niż w ciągu wcześniejszych 1960 lat.
Każdy element wcześniejszego nauczania, o ile obecne Magisterium uznaje
je za warte przytoczenia współczesnemu człowiekowi, jest ujmowany na
nowo, i przedstawiane przez pryzmat współczesnego immanentyzmu. Stwarza
się wrażenie, że nauczanie wcześniejszego Magisterium nie jest w stanie
samo sobie poradzić, i musi otrzymać "znaczenie" poprzez ogłoszenie na
nowo we współczesnym dokumencie. Dodatkowo, dzisiejsze dokumenty często
są pozbawione jasności i zwięzłości wcześniejszego Magisterium, i, poza
nielicznymi wyjątkami, są wyjątkowo opasłe i ciężkie w czytaniu.
Częstotliwość ich wydawania, połączona z obszernością, skutkują erozją
ich znaczenia. Ludzie, ogólnie rzecz biorąc, nie posiadają emocjonalnej
czy też psychologicznej dyscypliny, aby się przez nie przekopywać.
Podsumowując,
różnice pomiędzy tradycjonalistami i neokonserwatystami są zakorzenione
w ich indywidualnych postawach względem tradycji kościelnej. Nawet
jeśli neokonserwatysta teoretycznie trzyma się tradycji jako wartości,
to w swoim życiu codziennym i przemyśleniach po prostu ignoruje on ją w
dużym stopniu, jeśli nawet nie całkowicie. Ale istnieje nadzieja, nawet
na zewnątrz kręgu, w którym utrzymuje się tradycję. Wielu młodych,
nawet będących w neokonserwatywnych seminariach, nie jest już dłużej
przygniatanych poprzez intelektualny bagaż, który przygniatał ich
odpowiedników w poprzednim pokoleniu. Ponieważ nie nauczono ich prawie
niczego o religii, brakuje im spojrzenia które mogłoby źle wpłynąć na
korzyść jednego, konkretnego spojrzenia na tradycję. Wielu z nich
pragnie poznać prawdę, i nie posiada żadnych, z góry założonych
wyobrażeń o obecnym stanie Kościoła. W rezultacie, jeśli otrzymują lub
docierają do wiedzy o swoim dziedzictwie, której wielu poszukuje na
własną rękę, możemy być pewni jaśniejszej przyszłości. Wymaga to jednak
znajomości problemu i chęci przyjęcia tradycji, połączenia się z nią,
jako czymś dobrym. Szybkie rozwiązanie problemu roli tradycji jest
czymś nieprawdopodobnym, ale możemy mieć nadzieję, że jej przywrócenie
jest częścią planu Bożej Opatrzności.
Tłumaczenie z angielskiego: Leszek Heimann
Pogrubienia tekstu: UnaCum.pl
Prosimy o e-mail na adres redakcji w przypadku dostrzeżenia błędów w tłumaczeniu lub redakcji artykułu.
Informacja o autorze:
Ksiądz
Chad Ripperger FSSP, wyświęcony w 1997 roku profesor teologii
dogmatycznej i moralnej oraz filozofii w Seminarium Matki Bożej z
Guadalupe w Denton (Nebrasca, USA).