Pewnego razu,
umartwiając się intelektualnie na forum internetowym Catholic Answers,
natknąłem się na pytanie o definicję "tradycyjnego katolika".
Tradycjonaliści są ludźmi przywiązanymi to duchowości, która w Kościele katolickim XXI wieku w większości została zagubiona.
Mówiąc szczerze, łatwiej jest opisać ich z
zewnątrz, niźli przedstawić ich osobowość:
Msza tradycyjna jest
największym wyróżnikiem...nawet jeśli z pewnością istnieją
tradycjonaliści, których poniosło do "novusowego" świata, tak jak i
istnieją katolicy nietradycyjni, którzy uczęszczają na Mszę
Wszechczasów. Tradycjonaliści słuchają "radia
katolickiego"...ze sceptycyzmem. Mogą prowadzić blog. Potrafią wymienić
listę swoich 5 ulubionych soborów ekumenicznych. Znajomi uważają ich za
staroświeckich zgredów. Posiadają kropielniczkę z wodą święconą w każdym pokoju, i przy drzwiach wyjściowych. Cytują Biblię Douay-Rheims (anglosaski odpowiednik polskiej Biblii Wujka, przyp. tłumacza). Mają własne zdanie na odprawianie Mszy w barokowych westymentach w gotyckiej kaplicy. Mają dość przyrównywania ich do oszołomów. Mogą nie
lubić biskupa Williamsona, ale przyznają, że czasami ma rację, i że jak
ma rację, to naprawdę ją ma. Mogą tobie opowiedzieć o Asyżu. Kiedy
uczestniczą w Novus Ordo, składają ręce jak katolicy w trakcie
odmawiania Ojcze Nasz. Kobiety mają zapasową mantylkę w samochodzie, tak
"na wszelki wypadek". Mężczyźni mają własne zdanie na temat najlepszego
tytoniu fajkowego na każdą okazję. Chłopcy mają własną sutannę i komżę
wiszącą w szafie. Dziewczęta potrafią zagrać na organach Dies
Irae. Aby ich brązowy szkaplerz nie odpłynął, pływają w t-shirtach. Są
gotowi jechać godzinę na Mszę...co niedzielę. Znają godziny spowiedzi w
co najmniej czterech kościołach. Zapraszają księży na gry w karty i
palenie cygar. Modlą się do świętych, o których myślisz, że mogą
nie istnieć. Gdy powiesz "Jan Paweł Wielki", zapytają: Wielki? Mogą hodować kury. Gdy
uczestniczą w Novus Ordo, wszyscy obserwują ich, starając się zrozumieć,
dlaczego się biją w trakcie "Baranku Boży". Po Mszy modlą się na klęczkach...tracąc okazję na
pogaduszki z księdzem przy parafialnym sklepiku. Szydzą, mijając
masoński dom spotkań. Żegnają się, mijając katolicki kościół. Mamroczą
coś o "duszach czyśćcowych" gdy przechodzą obok cmentarza. Mruczą coś o
świętym Michale, gdy mija ich karetka. Pierwsze imię ich córki to Maria.
Drugie imię ich syna to Maria. Cappa Magna nie jest dla nich napojem ze
Starbucks'a. Zrobią tobie wykład, dlaczego bycie miłosiernym nie zawsze
oznacza bycie miłym i przyjacielskim.
To jest skomplikowane. Tradsów trudno jest zdefiniować. Rozpoznajesz ich dopiero, gdy ich widzisz.
Próbowałem powyżej uchwycić obraz stereotypowej "tradi" rodziny - mieszaninę wielu
tradsów, których znam. Ale nie wydaje mi się, że naprawdę
odpowiedziałem na pytanie.
Inni udzielili lepszych, i bardziej konkretnych
odpowiedzi, niż ja. Jedną z bardziej "użytecznych" zaproponowanych
definicji, była ta:
Tradycyjny katolik, w
posoborowym znaczeniu - jest katolikiem, który chce Mszy, wszystkich
sakramentów, obrzędów oraz katechezy przywróconych w formie, w jakiej
one istniały przed Soborem Watykańskim II.
W zależności od osoby, można by to jeszcze pogłębić, ale ogólnie rzecz biorąc powiedziałbym, że to jest to.
Jest
to lepsza definicja. Mógłbyś umieścić ją w katolickiej encyklopedii, i
odpowiadałaby na pytanie. Ale ciągle coś pomija. Z mojego doświadczenia
wynika, że tradycyjni katolicy nie są tylko restauratorami, nie są jak
archeolodzy, rekonstruktorzy, czy jeszcze inni.
Chociaż moje zainteresowanie tradycyjnym katolicyzmem było początkowo "archeologiczne" ( "jak wtedy wyglądała Msza?"),
rozwinęło się w kulturalne, a potem teologiczne. Myślę, że to dość
typowa historia dla ludzi z mojego pokolenia, którzy odkrywają tradycję
40 lat po zmianach Soboru Watykańskiego II.
Najpełniejszej odpowiedzi udzielił "Johndigger", który pisze:
Tradycyjny
katolik to ktoś, kto widzi tradycje Kościoła nie tylko jako dodatek do
katolicyzmu, ale praktykuje naszą wiarę i żyje według mądrości
przekazanej nam przez przodków, wierząc, że jest to konieczna, i
nieodłączna część katolicyzmu.
Oczywiście, odstępstwo od nieomylnego nauczania
Kościoła jest gorsze od odstępstwa od kościelnych praktyk, ale istnieje
pogląd, że bycie katolikiem nie jest tylko wierzeniem w to, w co
Kościół zawsze wierzył, ale jest też wielbieniem Boga w sposób, w jaki
Kościół nam to przekazał.
Tradycja żyje i ewoluuje, sposób w jaki
wyznajemy wiarę zmienia się, ale zmiany muszą szanować to co było przed
nami, i na tym budować.
Tak!
Przeczytajmy jeszcze raz:
istnieje pogląd, że bycie katolikiem nie jest tylko wierzeniem w to, w co Kościół zawsze wierzył, ale jest też wielbieniem Boga w sposób, w jaki Kościół nam to przekazał.
Właśnie tak. To
kwestia odpowiedzialności - jesteśmy strażnikami konkretnej tradycji,
spojrzenia na świat, filozofii i kultury, które zostały nam przekazane.
W swoim blogu "What does the Prayer really say?", niezrównany
ksiądz Z. nazwał to naszą Ojcowizną - takim rodowym spadkiem,
dziedzictwem przekazywanym każdemu nowemu pokoleniu, do strzeżenia i
utrzymania.
Oto co "tradycyjny katolik" czyni. To nie
tylko uczęszczanie na Mszę Wszechczasów. To nie tylko posiadanie 8
dzieci, i furgonetki z naklejką zderzakową "uwielbiam mojego owczarka
niemieckiego" w oknie. Tradycjonaliści widzą swoją rolę w tym życiu jako część długiej nici, nie zaś jako coś zupełnie nowego i odmiennego.
Bycie tradsem jest poglądem na świat. Chodzi tu o naukę, jak przygotować sos pomidorowy według przepisu twojej prababci, bo przepis jest rodzinną pamiątką, sposób gotowania i mieszania potrawy jest czymś, co praktykowano i doskonalono przez pokolenia.To umiejętność opowiadania starych rodzinnych historii,
poznawanie podejścia dziadka do swoich pracowników w rodzinnym sklepie,
dowiadywanie się jak mama prowadziła sprzedaż szkolnych wypieków, jak
Irlandczycy uczyli się walczyć i dlaczego Holendrzy płacą za siebie na
swoich randkach. To są rodzinne tradycje. To są kulturalne tradycje. To
nasze dziedzictwo, które nam zostało przekazane, i które my przekażemy
naszym dzieciom. To są prawdziwe rodzinne pamiątki - myślę, że zawsze
warte więcej, niż jakikolwiek kieszonkowy zegarek czy talerz.
Tradycyjni katolicy w ten sam sposób myślą o swojej relacji z Wszechmogącym. Postępują
tak, jak zawsze czynią katolicy. To nie jest tak, że nie zajmują się
rzeczami nowymi. Nowe rzeczy nie mają dla nich wartości tylko dlatego, że są nowe.
Ktoś inny zacytował swojego bloga, by udzielić długiej odpowiedzi na temat tradycyjnego katolicyzmu:
Zastanawiając
się nad różnicą pomiędzy samozwańczymi tradycyjnymi katolikami oraz pozostałymi ortodoksyjnymi katolikami doszedłem do wniosku, że
najważniejszą różnicą między nimi jest ich indywidualne podejście do
zmiany. Jeśli ktoś bierze się za konkretne czytanie Ojców Kościoła,
Doktorów i Papieży, zauważa u nich naprawdę konserwatywną postawę.
Poprzez stulecia postawą ortodoksyjnych katolików było wierne
przylgnięcie do tego, co im zostało przekazane, zarówno w wierze, jak i
praktykach. Na zmianę patrzy się podejrzliwie, a zmiana dla samej
zmiany, czy też nawet aby "dostosować się do czasów", jest nie do
pomyślenia. W tym momencie widzę
anty-tradycjonalistycznych apologetów gotowych do skoku, pozwólcie więc z
góry mi powiedzieć - w najmniejszym stopniu nie zaprzeczam, iż poprzez
stulecia było dużo słusznego rozwoju w doktrynie i praktykach Kościoła.
Kościół katolicki jest żywym organizmem, ożywianym przez Ducha Świętego,
i z pewnością rozwijał się, i zmieniał poprzez stulecia, zachowując
jednocześnie pełnię Objawienia, przekazanego mu przez naszego Pana
Jezusa. Z chęcią to przyznaję.
O czym natomiast mówię, to panująca wśród
niektórych postawa względem zmiany. Ojcowie Kościoła, Doktorzy i Papieże
nie widzieli siebie w pierwszym rzędzie jako innowatorów, ale
konserwatystów. Widzieli Wiarę, i te praktyki przez które była ona
wyrażana, przekazywana i strzeżona, jako dziedzictwo do przekazania
przyszłym pokoleniom naprawdę nienaruszone, w całości.
Nie bali się rozwijać Wiary, czy też zmieniać wieloletnie i
czcigodne zwyczaje. Ogólnie patrzyli na zmiany, doktrynalne czy też
praktyczne, z wielką podejrzliwością. Instynktownie, a często i z
doświadczenia, wiedzieli, że zmiany w obrębie religijności, nawet te
zdające się być nieważnymi, często powodują znaczne wstrząsy w życiu
Kościoła...
Mówiąc krótko, katolicki tradycjonalista chce
wierzyć tak jak jego przodkowie, chce się modlić tak jak oni, i
przekazać to w całości swoim dzieciom. Nie przeciwstawia się
uzasadnionemu i organicznemu rozwojowi. Ale to co trwałe, czcigodne, i
pewne widzi jako skarb boskiej i świętej mądrości, zaś próby zmiany albo
"ulepszenia" tego skarbca wiary i pobożności traktuje z ostrożną
powściągliwością, jeśli nie nawet podejrzliwością.
Tak! Właśnie tak, to właśnie to!
Moja ulubiona linijka:
Poprzez stulecia postawą ortodoksyjnych katolików było wierne przylgnięcie do tego, co im zostało przekazane, zarówno w wierze, jak i praktykach.
Poprzez stulecia postawą ortodoksyjnych katolików było wierne przylgnięcie do tego, co im zostało przekazane, zarówno w wierze, jak i praktykach.
Jesteśmy strażnikami Wiary. Jest to
rodzaj konserwatyzmu, który, w przeciwieństwie do tego co robią politycy
i radiowi eksperci, naprawdę coś konserwuje.
Dziedzictwo. Filozoficzna, teologiczna i kulturalna spuścizna.
Tak! Oto właśnie tradycja
Tłumaczenie: Leszek Heimann