Ojciec Święty Benedykt XVI, ogłaszając w roku 2007 Motu
Proprio
Summorum Pontificum pozwolił na niczym nieskrępowane
udzielanie
przez kapłanów sakramentu chrztu świętego według dawnego
obrzędu. W wydanym przez siebie dokumencie postanowił, iż „Proboszcz,
po uważnym rozpatrzeniu wszystkiego, może także dać
pozwolenie
na użycie bardziej starożytnego obrzędu w przypadku
udzielania
sakramentów chrztu, małżeństwa, pokuty i namaszczenia
chorych, jeśli
doradza to dobro dusz”. (Summorum Pontificum 9,1)
Warto zastanowić się jakie „dobro dusz” może wyniknąć z jego
użycia oraz jakie argumenty przemawiają za starym rytem, dla
których
Przede wszystkim należy uprzytomnić sobie, iż ta
niekwestionowana
starożytność formy chrztu niesie ze sobą wielki skarb
Tradycji
i Liturgii. Obrzęd, według którego chrzest może być znowu
udzielany,
został przepisany przez papieża św. Pawła V w Rituale
Romanum
z roku 1614. Zatem już ta data mówi o jego długowieczności,
ale nie
ukazuje w pełni jego początków, gdyż Paweł V dokonał jedynie
kodyfikacji
obrzędu, który to w tym kształcie był używany co najmniej od
X wieku. Tak naprawdę jego historia nie trwa 350 czy nawet
1000 lat,
a dłużej. Ceremonia chrztu dzieci jest zasadniczo skrótem,
jakby
streszczeniem, wszystkich przyjętych w Kościele od
najdawniejszych
czasów rytuałów katechumenatu i inicjacji chrzcielnej.
Liturgiści
XVII-wieczni – w obawie przed utratą czegokolwiek co ważne z
pamięci
zbiorowej Kościoła – ograniczyli się do syntezy tego wspaniałego
dziedzictwa, aby można było to właśnie dziedzictwo odnaleźć
w każdej uroczystej celebracji pierwszego sakramentu. W ten
sposób
mamy do czynienia nie tyle z twórczością epoki „potrydenckiej”,
ale z wielkim świadectwem wiary Ojców, przekazywanym przez
wieki.
Gdy zatem czytamy dzisiaj chrzcielne katechezy św.
Augustyna,
św. Jana Chryzostoma, albo traktat o sakramentach św.
Tomasza, bez
trudu odnajdujemy tam właśnie odniesienie do tych obrzędów.
Drugim, istotnym argumentem, przemawiającym za użyciem
starszej formy, jest wyrazisty uniwersalizm „dawnych” obrzędów.
Aż do roku 1972 nie było w Kościele dwóch wyraźnie i
zasadniczo
różnych obrzędów chrzcielnych: jednego dla dzieci, drugiego
dla
dorosłych. Owszem, znano to rozróżnienie, co nawet znalazło
wyraz
w rytuale ustalonym w czasach karolińskich. Jednak oba obrzędy
były do siebie bliźniaczo podobne (np. w ceremonii chrztu
dzieci też
zachowano ślad katechumenatu, w tym kolejne skrutynia itd.).
Ten
brak dyferencjacji wzmacnia uniwersalizm obrzędu i
przypomina
o jednolitości chrztu, który nie jest „inny”, gdy udziela się
go niczemu
nieświadomemu dziecku. Przez prawie dwadzieścia wieków Kościół
Katolicki nie rozróżniał rytuałów chrztu dzieci i dorosłych,
ponieważ
miał ku temu ważne powody. Z tych samych warto i teraz
chrzcić
dzieci według starszej formy.
Kolejnym uzasadnieniem stanowiska powrotu do Tradycji jest
charakterystyczny dla „dawnych” obrzędów autorytet. W starym
rytuale podkreśla się z całą mocą, że to Chrystus i Kościół
działa,
a szafarz jest tylko narzędziem. Celowo nie pozostawiono
miejsca na
własną inwencję kapłana. Padają tylko te słowa, które
podpowiada autorytet
Kościoła. Wykonywane są tylko te gesty, które mają ustalone
znaczenie i rodzą zbawienne skutki. Mamy przecież do
czynienia ze
starożytnym rytem czyli publiczną czynnością Kościoła, a nie
formą
uległą współczesnej pomysłowości.
W tym miejscu warto przyjrzeć się pewnym kwestiom,
w których konkretyzuje się to, co powiedziano wyżej.
I tak problem reformy obrzędu chrztu po Soborze Watykańskim
II
to sprawa niebagatelna. Wywołała ona niepokój najwyższych
autorytetów
Kościoła, w tym samego papieża Pawła VI, który po
wprowadzeniu
nowego obrzędu stwierdził: „W liturgii chrztu skrócono
egzorcyzmy. Nie wiem, czy było to posunięcie bardzo
realistyczne i należycie
przemyślane” (15.XI.1972). Wielu egzorcystów bardzo
ubolewa
nam tym faktem, a nawet podkreśla, że w nowych rytuałach
egzorcyzmy nie tyle zostały „skrócone”, ale praktycznie
usunięte.
Dla każdego, kto razem z Kościołem przyjmuje prawdę o
istnieniu
szatana i jego szkodliwym działaniu, musi to być niepokojące.
Tymczasem
„stare” obrzędy zachowały wszystkie tradycyjne egzorcyzmy,
w których Kościół wzywając władzy swego Pana odważnie i
skutecznie
przeciwstawia się złym duchom. Nie jest to problem
symboliki,
albo użytecznego komentarza – lecz zagadnienie występowania
tu
określonego sakramentale, którego brak Kościół
odczuwa dzisiaj coraz
boleśniej.
Mówiąc o egzorcyzmach nie sposób nie stwierdzić, że dawne
rytuały chrzcielne z ewangelicznym realizmem przypominają o
trudach
życia chrześcijańskiego, w tym o walce, którą toczy chrześcijanin
na ziemi. Jest to nie tylko istotny motyw patrystycznych
katechez
chrzcielnych („De agone christiani”), ale po prostu
jedna z elementarnych
zasad współpracy z łaską. Kościół wtajemniczając w misteria
Chrystusowe nie mógł pominąć tej treści, ostrzegając przed
napaścią
przeciwnika i dodając koniecznej siły. Ten motyw
wtajemniczenia
chrzcielnego jest zresztą widoczny nie tylko w słowach
modlitw, ale
i w gestach (vide starożytne namaszczenie olejem
katechumenów,
które figuruje także w nowym Ordo z 1972 r., ale nie jest w
Polsce
dokonywane mocą decyzji Konferencji Episkopatu).
W obrzędach tradycyjnych ogromne przejęcie wywołuje dostojeństwo,
z jakim Kościół w przygotowaniu do chrztu uroczyście
przekazuje
swoje „tajemnice”, czy to w formie pouczenia o miłości jako
warunku życia wiecznego („Jeżeli przeto chcesz osiągnąć życie
wieczne,
zachowuj przykazania: Będziesz miłował…”), czy
wprowadzenia do
kościoła przy odmawianiu symbolu wiary („Wierzę w Boga”)
i reguły
modlitwy („Ojcze nasz”), czy wreszcie w formie „oznaczenia”,
które
nie jest tylko przyjęciem do wspólnoty, lecz przede
wszystkim powierzeniem
umysłowi i sercu znaku zwycięstwa („Weźmij znak Krzyża”).
Dostojeństwo kościelnej inicjacji chrzczonego dziecka jest
wyrażone
także w uroczystym geście wprowadzenia do kościoła, gdy w
trakcie
tej procesji szafarz kładzie na dziecko koniec stuły. Ma to
symbolicznie
przypominać dokonanie się przejścia ze śmierci grzechu do życia
łaski. Podkreśla to choćby zmiana koloru stuły z fioletowego
na biały
w momencie, gdy zbliża się obrzęd samego chrztu
W trakcie obrzędów wstępnych szafarz podaje dziecku poświęconą
(egzorcyzmowaną) sól. Bogactwo symboliczne tego gestu jest
ogromne. Jest to pierwszy poświęcony pokarm, który przyjmuje
mały
„katechumen”. Kościół wkracza ze swoją opieką i
wstawiennictwem
najpierw do tego zmysłu, który kiedyś stanie się miejscem
przyjmowania
Komunii św., rzeczywistego Pokarmu na życie wieczne. Już
teraz
Kościół zabiega, by ten zmysł i cały człowiek został
zachowany od
zepsucia i nabył prawdziwego smaku rzeczy Bożych.
Należy zwrócić uwagę również na niedoceniany dzisiaj starożytny
obrzęd, w trakcie którego u wejścia do chrzcielnicy szafarz
dotyka
uszu i nozdrzy dziecka mówiąc: „Effeta, to znaczy: Otwórz
się”. Jest
to powtórzenie gestu samego Zbawiciela (por. Mk 7, 31-37), tak
wspaniale uwidaczniającego ostateczne przygotowanie do przyjęcia
chrztu, a więc pełnej otwartości na jego ozdrowieńcze łaski.
To także
wskazanie realnej drogi, którą człowiek przyjmuje pouczenia
i łaski,
a więc poprzez zmysły. Dotykając ich Kościół pragnie otworzyć
je
na działanie łaski, a przez nie ugruntować drogę do serca.
Ten rytuał
przygotowawczy był stosowany z całą pewnością już w V-VI w.,
przy
czym jakaś jego forma była zapewne przyjęta już w III wieku.
Podobny
obrzęd (ale bez słów: „Otwórz się”…) znalazł się w
nowym Ordo,
lecz w innym miejscu, co wpłynęło na zmianę sensu. Pierwotne
„Effeta”
stało się już tylko „wyjaśnieniem”, następującym po chrzcie,
nie
mającym już tego samego symbolicznego i realnego znaczenia
zarazem.
W rytuale polskim obrzęd ten został zresztą opuszczony
decyzją
Konferencji Episkopatu.
Tak więc dawny obrzęd chrztu dzieci łączy harmonijnie powagę,
właściwą publicznej czynności Kościoła-Państwa Bożego, z
serdecznością,
odpowiednią dla troskliwych zabiegów Kościoła-Matki.
Efektem tego szczęśliwego związku jest widoczne
namaszczenie, owa
kardynalna cecha liturgii katolickiej. W modlitwach
towarzyszących
można słyszeć czarujący głos Oblubienicy, niespokojnej w
chwilowym
rozstaniu z Ukochanym, nieustannie zabiegającej o Jego względy.
W gestach odczuwalne są troskliwe dotknięcia Matki, polecającej
swe małe dzieci samemu Panu i osłaniającej je przed napaścią
Złego.
A w tym wszystkim subtelna i dyskretna słodycz dobrego wina,
które
fermentowało bez pośpiechu i bez laboratorium. Dojrzewało
przez
wieki.
Warto korzystać z tego dobrodziejstwa Kościoła, które na
powrót
przywrócił Ojciec Święty Benedykt XVI. On to, jak dobry
ojciec rodziny,
czerpie ze skarbca Tradycji na pożytek duchowy swoich
dzieci.
Na koniec warto przywołać słowa obecnego papieża z czasu,
kiedy był
jeszcze kardynałem i prefektem Kongregacji Nauki i Wiary: „Uważam,
że powinniśmy ze znacznie większą wspaniałomyślnością
przyzwalać na
dawny rytuał wszystkim, którzy sobie tego życzą. W ogóle
niepodobna
zrozumieć, cóż takiego miałoby być w tym niebezpieczne
lub nieakceptowalne.
Wspólnota, która wszystko, co dotychczas było dla niej
najświętsze
i najszczytniejsze, ni stąd, ni zowąd uznaje za surowo
zakazane, a tęsknotę
za tymi zakazanymi elementami traktuje wręcz jako
nieprzyzwoitość,
stawia samą siebie pod znakiem zapytania. Bo właściwie
jak człowiek ma
tu jej jeszcze wierzyć? Czy dzisiejsze nakazy nie staną
się jutro zakazami?
(…) Niestety, tolerancja nawet dla ekstrawaganckich
igraszek jest u nas
niemal nieograniczona, podczas gdy praktycznie nie ma
czegoś takiego
jak tolerancja dla dawnej liturgii. Z całą pewnością jest
to błędna droga”
(Kard. J. Ratzinger, Sól ziemi, Kraków 1997,
s.152-153).
Dlaczego warto zachować obrzęd wywodu?
Dzisiaj wiele się mówi o równouprawnieniu mężczyzn i kobiet.
Poddaje się nieustannej krytyce dawne obyczaje chrześcijańskie
i atakuje
tzw. tradycyjny (czytaj: katolicki) model rodziny. Są tacy,
którzy
ośmielają się twierdzić, że to właśnie Kościół przez wieki
dyskryminował
kobiety, tworząc typowo męską cywilizację. Jako przykład
takich
form rzekomej dyskryminacji podaje się m.in. obrzęd tzw. wywodu,
który podobno utrwalał stereotyp kobiety jako gorszej i
potrzebującej
oczyszczenia. Nic bardziej błędnego.
Tradycja błogosławienia kobiety po urodzeniu dziecka (benedictio
mulieris post partum) wywodzi się ze Starego
Testamentu stosownie
do słów z Księgi Kapłańskiej „Dalej powiedział Pan do Mojżesza:
Powiedz do Izraelitów. Jeżeli kobieta zaszła w ciążę i
urodziła chłopca,
pozostanie przez siedem dni nieczysta, tak samo jak podczas
stanu
nieczystości spowodowanego przez miesięczne krwawienie.
Ósmego
dnia chłopiec zostanie obrzezany. Potem ona pozostanie przez
trzydzieści
trzy dni dla oczyszczenia krwi: nie będzie dotykać niczego
świętego i nie będzie wchodzić do świątyni, dopóki nie skończą
się
dni jej oczyszczenia. (…) Kiedy zaś skończą się dni jej
oczyszczenia
po urodzeniu syna lub córki, przyniesie kapłanowi, przed wejście
do
Namiotu Spotkania, jednorocznego baranka na ofiarę całopalną
i młodego
gołębia lub synogarlicę na ofiarę przebłagalną. Kapłan złoży
to
w ofierze przed Panem, aby za nią dokonać przebłagania. (…)
Jeżeli zaś
ona jest zbyt uboga, aby przynieść baranka, to przyniesie
dwie synogarlice
albo dwa młode gołębie, jednego na ofiarę całopalną i
jednego na
ofiarę przebłagalną. W ten sposób kapłan dokona przebłagania
za nią,
i będzie oczyszczona” (Kpł 12,2-8). Zwyczaj ten był przez
wieki zachowywany
w Kościele Katolickim, choć jego znaczenie po części
uległo zmianie. Kiedy kobieta urodziła dziecko, po porodzie
rozpoczynał
się okres połogu, podczas którego obowiązywało ją wiele
kolejnych
zakazów i nakazów związanych z jej „rytualną nieczystością”.
Dlatego jeszcze nie tak dawno do chrztu świętego dziecko
zanosili
zwykle sami rodzice chrzestni. Do czasu oczyszczenia matka z
dzieckiem
przebywała głównie w domu, chroniąc siebie i niemowlę. Przez
pierwsze siedem dni po urodzeniu potomstwa nie mogła doić
krów,
piec chleba, wychodzić w pole, czerpać wody ze studni, dotykać
święconej
wody, składać wizyt etc. Kobieta musiała również ograniczać
swoje kontakty towarzyskie i była zwolniona z obowiązku uczęszczania
na Mszę Świętą. Sam rytuał wywodu miał miejsce czterdzieści
dni
po porodzie, kiedy to powracały podstawowe funkcje
biologiczne
przypadłe kobiecej naturze.
Wszystko to, co było przestrzegane rzekomo z powodu „rytualnej
nieczystości” w rzeczywistości było ochroną kobiety i troską
o jej zdrowie. Była ona de facto zwolniona z wielu
prac i obowiązków
nie tyleż z powodu swojej „nieczystości”, ale ze względu na
osłabienie
wynikłe z ogromnego trudu rodzenia. Należy pamiętać, że
kobiety rodziły
w domach przy asyście najczęściej akuszerki, a nie lekarza.
Tak
więc sam wywód był ceremonią kościelną symbolicznie
wprowadzającą
ponownie kobietę w zwykły tryb życia.
Choć korzenie obrzędu wywodu sięgają Prawa Mojżeszowego,
to w Kościele Katolickim rytuał ten został ustanowiony na
pamiątkę
oczyszczenia Matki Bożej, stosownie do słów Pisma Świętego: „Gdy
upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego,
rodzice
przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu”
(Łk 2,22).
Liturgiczne wspomnienie tego wydarzenia obchodzimy 2 lutego.
Według tradycyjnego kalendarza święto to nosi nazwę
Oczyszczenia
NMP (Purificationis
Beatae Mariae Virginis), powszechnie
określane świętem Matki Boskiej Gromnicznej (to dlatego w
obrzędzie
wywodu używa się świecy). W nowym kalendarzu jest to
Ofiarowanie Pańskie. Sama Maryja nie potrzebowała
przechodzić
oczyszczenia, gdyż starotestamentowe Prawo jej nie obowiązywało.
Nie zaciągnęła żadnej nieczystości i poprzez cudowne
narodzenie
Zbawiciela pozostała dziewicą przed i po narodzeniu Jezusa (ante
et post partum). Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa
zerwały więzy
starego Prawa, co symbolicznie nastąpiło przez rozerwanie
zasłony
Przybytku (Mk 15, 38). To oznacza, że nie obowiązuje
już więcej prawo
oraz kategorie czystości i nieczystości rytualnej. Jako
ochrzczeni
jesteśmy ludźmi wolnymi, a jak uczy św. Paweł: „Nie masz Żyda
ani
Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny
ani kobiety;
albowiem wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie”
(Ga 3,27).
Jednak ze względu na pokorę Najświętszej Dziewicy Kościół
Katolicki
postanowił zachować ten obrzęd jako jedno z sakramentaliów.
Dla przypomnienia, czym są zatem sakramentalia?
Sakramentalia
są to znaki święte ustanowione przez Kościół na podobieństwo
sakramentów,
by sprawiały skutki duchowe mocą modlitwy Kościoła.
Przygotowują one ludzi na przyjęcie głównego skutku
sakramentów
i uświęcają różne okoliczności życia.
Skoro więc NMP będąc całkowicie wolna od jakiegokolwiek
grzechu, na znak pokory poddała się obrzędowi oczyszczenia
nie potrzebując
go, to ile bardziej pozostałe kobiety powinny brać z niej
przykład.
Kościół Katolicki postanowił zachować ten sięgający
patriarchy
Mojżesza rytuał, przez wzgląd dla NMP i szacunek dla
Tradycji. Nie
ma w tym nic upokarzającego. Wręcz przeciwnie, jaśnieje on
spokojem
i pokorą Najświętszej Dziewicy, która jest wzorem do naśladowania
dla wszystkich niewiast i matek aż po dzień dzisiejszy. Ta
stara katolicka
ceremonia pięknie podkreśla cnotę czystości i skromności u
kobiet,
uczy szacunku dla Tradycji Kościoła Rzymskiego, a nade
wszystko wyjednywa
łaski u Boga – tak potrzebne do wychowania potomstwa.
Paweł Milcarek
Artykuł pochodzi z tzw. "chrzestnika". Książeczka zawiera także pełny zapis Obrzędu Chrztu św, a także praktyczny opis ceremonii autorstwa x. Grzegorza Śniadocha IBP.
Książeczkę można zamawiać wpłacając dowolną kwotę (koszt samego druku jednego egzemplarza wynosi ok. 8 zł, oprócz tego dochodzą inne koszty: przygotowania do druku i wysyłki) na rachunek:
Centrum Kultury i Tradycji
ul. Powstańców 26/20
05-091 Ząbki
94249000050000452056051426
z dopiskiem: "chrzestnik" i liczbą egzemplarzy.